Od Wielkiego Czwartku,  Kościół rozpoczyna uroczyste obchody Triduum Paschalnego, w czasie którego będzie wspominać mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. W Wielki Czwartek liturgia uobecnia Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii oraz kapłaństwa służebnego.

Wielki Czwartek jest szczególnym świętem kapłanów. Rankiem, jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego, ma miejsce szczególna Msza św. We wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami (nierzadko z całej diecezji)odprawia Mszę św. Krzyżma. Podczas niej biskup święci oleje (chorych i krzyżmo), które przez cały rok służą przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Kapłani koncelebrujący ze swoim biskupem odnawiają przyrzeczenia kapłańskie. Msza Krzyżma jest wyrazem jedności i wspólnoty duchowieństwa diecezji.

Wieczorem w kościołach parafialnych i zakonnych Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Przed rozpoczęciem liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste.

Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego. Ostania Wieczerza, którą Jezus spożywał z apostołami, była tradycyjną ucztą paschalną, przypominającą wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Wszystkie gesty i słowa Jezusa, błogosławieństwo chleba i wina nawiązują do żydowskiej tradycji.

Jednak Chrystus nadał tej uczcie nowy sens. Mówiąc, że poświęcony chleb jest Jego Ciałem, a wino Krwią, ustanowił Eucharystię. Równocześnie nakazał apostołom: "To czyńcie na Moją pamiątkę". Tradycja upatruje w tych słowach ustanowienie służebnego kapłaństwa, szczególne włączenie apostołów i ich następców w jedyne kapłaństwo Chrystusa.

W liturgii podczas śpiewu hymnu "Chwała na wysokości Bogu", którego nie było przez cały Wielki Post, biją dzwony. Po homilii ma miejsce obrzęd umywania nóg. Główny celebrans (przeważnie jest to przełożony wspólnoty - biskup, proboszcz, przeor), umywa stopy dwunastu mężczyznom. Przypomina to gest Chrystusa i wyraża prawdę, że Kościół, tak jak Chrystus, jest nie po to, żeby mu służono, lecz aby służyć.

Po Mszy św. rusza procesja do tzw. ciemnicy. Tam rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa, który po Ostatniej Wieczerzy został pojmany, jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza. Aż do Wigilii Paschalnej ołtarz pozostaje bez obrusa, świec i wszelkich ozdób.

Wielki Piątek

Wielki Piątek to dzień Krzyża. Po południu odprawiana jest niepowtarzalna wielkopiątkowa Liturgia Męki Pańskiej. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana.

Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie wstawienniczej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa: aby wszyscy byli zbawieni. Szczególnie przejmujące są modlitwy o jedność chrześcijan, prośba za niewierzących i za Żydów.

Centralnym wydarzeniem liturgii wielkopiątkowej jest adoracja Krzyża. Zasłonięty fioletowym suknem Krzyż wnosi się przed ołtarz. Celebrans stopniowo odsłania ramiona Krzyża i śpiewa trzykrotnie: "Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata", na co wierni odpowiadają: "Pójdźmy z pokłonem". Po liturgii Krzyż zostaje w widocznym i dostępnym miejscu, tak by każdy wierny mógł go adorować. Jest on aż do Wigilii Paschalnej najważniejszym punktem w kościele. Przyklęka się przed nim, tak, jak normalnie przyklęka się przed Najświętszym Sakramentem. Po adoracji Krzyża z ciemnicy przynosi się Najświętszy Sakrament i wiernym udziela się Komunii.

Ostatnią częścią liturgii Wielkiego Piątku jest procesja do Grobu Pańskiego. Na ołtarzu umieszczonym przy Grobie lub na specjalnym tronie wystawia się Najświętszy Sakrament w monstrancji okrytej białym przejrzystym welonem - symbolem całunu, w który owinięto ciało zmarłego Chrystusa. Cały wystrój tej kaplicy ma kierować uwagę na Ciało Pańskie. W wielu kościołach przez całą noc trwa adoracja.

W Wielki Piątek odprawiane są także nabożeństwa Drogi Krzyżowej.  O godzinie 15.00, odmówimy Koronkę do Miłosierdzia Bożego, gdyż właśnie około tej godziny wedle przekazu Ewangelii Jezus zmarł na Krzyżu. Droga Krzyżowa rozpocznie sie o g. 17.30.

Wielka Sobota

Wielka Sobota jest dniem ciszy i oczekiwania. Dla uczniów Jezusa był to dzień największej próby. Według Tradycji apostołowie rozpierzchli się po śmierci Jezusa, a jedyną osobą, która wytrwała w wierze, była Bogurodzica. Dlatego też każda sobota jest w Kościele dniem maryjnym.

Po śmierci krzyżowej i złożeniu do grobu wspomina się zstąpienie Jezusa do otchłani. Wiele starożytnych tekstów opisuje Chrystusa, który "budzi" ze snu śmierci do nowego życia Adama i Ewę, którzy wraz z całym rodzajem ludzkim przebywali w Szeolu.

Tradycją Wielkiej Soboty jest poświęcenie pokarmów wielkanocnych: chleba - na pamiątkę tego, którym Jezus nakarmił tłumy na pustyni; mięsa - na pamiątkę baranka paschalnego, którego spożywał Jezus podczas uczty paschalnej z uczniami w Wieczerniku oraz jajek, które symbolizują nowe życie. W zwyczaju jest też masowe odwiedzanie różnych kościołów i porównywanie wystroju Grobów.

Wielki Piątek i Wielka Sobota to jedyny czas w ciągu roku, kiedy Kościół nie sprawuje Mszy św.

Wielkanoc - Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

Wielkanoc zaczyna się już w sobotę po zachodzie słońca. Rozpoczyna ją liturgia światła. Na zewnątrz kościoła kapłan święci ogień, od którego następnie zapala się Paschał - wielką woskową świecę, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa. Na paschale kapłan żłobi znak krzyża, wypowiadając słowa: "Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen". Umieszcza się tam również pięć ozdobnych czerwonych gwoździ, symbolizujących rany Chrystusa oraz aktualną datę. Następnie Paschał ten wnosi się do okrytej mrokiem świątyni, a wierni zapalają od niego swoje świece, przekazując sobie wzajemnie światło. Niezwykle wymowny jest widok rozszerzającej się jasności, która w końcu wypełnia cały kościół. Zwieńczeniem obrzędu światła jest uroczysta pieśń (Pochwała Paschału) - Exultet, która zaczyna się od słów: "Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga! Niech zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!".

Dalsza część liturgii paschalnej to czytania przeplatane psalmami. Przypominają one całą historię zbawienia, poczynając od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Tej nocy powraca po blisko pięćdziesięciu dniach uroczysty śpiew "Alleluja". Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede wszystkim do chrztu. Czasami, na wzór pierwotnych wspólnot chrześcijańskich, w noc paschalną chrzci się katechumenów, udzielając im zarazem bierzmowania i pierwszej Komunii św. Wszyscy wierni odnawiają swoje przyrzeczenia chrzcielne wyrzekając się grzechu, Szatana i wszystkiego, co prowadzi do zła oraz wyznając wiarę w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Wigilia Paschalna kończy się Eucharystią i procesją rezurekcyjną. Procesja ta pierwotnie obchodziła cmentarz, który zwykle znajdował się w pobliżu kościoła, by oznajmić leżącym w grobach, że Chrystus zmartwychwstał i zwyciężył śmierć. Ze względów praktycznych w wielu miejscach w Polsce procesja rezurekcyjna nie odbywa się w Noc Zmartwychwstania, ale przenoszona jest na niedzielny poranek.

Oktawa Wielkiej Nocy

Ponieważ cud Zmartwychwstania jakby nie mieści się w jednym dniu, dlatego też Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy - przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał. Ostatnim dniem oktawy jest Biała Niedziela, nazywana obecnie także Niedzielą Miłosierdzia Bożego. W ten dzień w Rzymie ochrzczeni podczas Wigilii Paschalnej neofici, odziani w białe szaty podarowane im przez gminę chrześcijańską, szli w procesji do kościoła św. Pankracego, by tam uczestniczyć w Mszy św. Jan Paweł II ustanowił ten dzień świętem Miłosierdzia Bożego, którego wielką orędowniczką była św. Faustyna Kowalska.

Wielkanoc jest pierwszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim. Apostołowie świętowali tylko Wielkanoc i każdą niedzielę, która jest właśnie pamiątką Nocy Paschalnej. Dopiero z upływem wieków zaczęły pojawiać się inne święta i okresy przygotowania aż ukształtował się obecny rok liturgiczny, który jednak przechodzi różne zmiany.

Obchody Triduum Paschalnego, choć trwają od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej, wbrew pozorom nie trwają cztery, lecz trzy dni. Jest to związane z żydowską rachubą czasu. Każde święto rozpoczyna się już poprzedniego dnia wieczorem po zachodzie słońca.

Tak więc pierwszy dzień świętego Triduum (Trzech Dni) Paschalnego rozpoczyna się od Mszy Wieczerzy Pańskiej w czwartek a kończy Liturgią Męki Pańskiej w piątek jeszcze przed wieczorem. Jest to zgodne z Ewangelią, która mówi, że Ciało Jezusa spoczęło w Grobie jeszcze przed nastaniem szabatu.

Drugi dzień to czas liturgicznej ciszy i smutku. Kościół nie sprawuje Mszy św., a Komunię św. mogą, w formie wiatyku, przyjmować jedynie umierający. Właściwie nie sprawuje się żadnych sakramentów, choć m.in. polskie doświadczenie uczy, że to czas wzmożonej posługi kapłanów sprawujących sakrament pojednania. Wieczorem kończy się "dzień żałoby".

Rozpoczyna się trzeci dzień, w którym Chrystus zmartwychwstał. Nastaje święta Noc Zmartwychwstania, podczas której powstaje z martwych Chrystus Pan - Słońce, które nie zna zachodu.

 

Noc Paschalna oraz cała Niedziela Wielkanocna to największe święto chrześcijańskie, pierwszy dzień tygodnia, uroczyście obchodzony w każdą niedzielę przez cały rok.




Życie

Katarzyna Borowska w swojej książce pt. Wiara skazanych. Rozmowy z Bogiem w więzieniu opisuje historię Andrzeja. Jako nastolatek miał wypadek samochodowy. Przez dwa lata leżał w szpitalu. Od podstaw musiał się uczyć chodzić i mówić. Częściowo amputowano mu palce obu rąk. Narzeczona odeszła. Andrzejowi świat się zawalił. Pokłócił się z Bogiem. Ogarnęła go ogromna nienawiść i złość. Do wszystkich. Do Boga, do ludzi, a nawet do samego siebie. Po wyjściu ze szpitala ukojenie znalazł w butelce. Wdawał się w bójki, których efektem były kolejne wyroki. Trafił na wiele lat do więzienia. Tam przychodzili ludzie z bractwa Samarytania, aby spotykać się i wspierać osadzonych. Andrzej poszedł na spotkanie, ale po to, żeby wszystko kwestionować. Jeden z ludzi bractwa o imieniu Tadeusz, znając jego bojowe nastawienie, dał mu książkę pt. Rozszerzony katechizm wiary chrześcijańskiej, aby mógł sobie przygotować lepsze argumenty wobec religii. Powiedział: Masz, Andrzejku, żebyś się lepiej przygotował.

Tadeusz zaraził go jednak nie argumentami, ale pogodą ducha, tak że Andrzej czekał na kolejne spotkania już bez bojowego nastawienia. Jak sam wspomina: Zacząłem traktować bractwo jako prostownik, który ładuje pozytywną energią. Potem Ania dała mi malusieńką książeczkę Koronka do Miłosierdzia Bożego. Przy zgaszonym świetle sobie codziennie tę modlitwę przeczytałem. Raz, drugi, trzeci, tak codziennie. I stał się cud, no... dla mnie. Ja do dnia dzisiejszego nie potrafię tego nazwać inaczej. (...) Ja nie śmiałem o nic prosić, bo prosić może ktoś, znaczy mi się tak wydaje, ktoś nieskazitelny. Jak ma prosić ktoś, kto przez całe dorosłe życie pluł na Boga? Na ludzi, na wszystkich... Oddałem się w Jego ręce, dostałem miłość kobiety. Od tamtej pory, od chwili odmawiania koronki w więzieniu, poczułem się wolnym człowiekiem. Wtedy zrozumiałem, że to nie krata czyni niewolnika, tylko serce, myśli (K. Borowska, Wiara skazanych. Rozmowy z Bogiem w więzieniu, Warszawa 2022, s. 13–21).

Modlitwa za mojego tatę. Nie tylko na Dzień Ojca

"Mnie zaś, Boże Ojcze, daj być dla niego pociechą, wspomóż mnie, abym go kochał, szanował oraz mu dopomagał".

Modlitwa za tatę

Wszechmogący, wieczny Boże, Ojcze, któryś człowiekowi dał przykazanie, aby czcił swego ojca, dziękuję Ci za mojego tatę i proszę za niego.

Kocham go całym sercem i chcę, żeby szczęśliwie żył jak najdłużej.

Boże Ojcze, to on włożył wiele troski w moje wychowanie i wykształcenie. Spraw, abym umiał docenić jego starania i umiał być mu za wszystko wdzięczny.

Ty zaś łaską swoją racz wynagrodzić mu trud. Daj mu, Panie, zdrowie i wszystkie łaski, które mu są potrzebne do szczęścia i do zbawienia.

Mnie zaś, Boże Ojcze, daj być dla niego pociechą, wspomóż mnie, abym go kochał, szanował oraz mu dopomagał.

Boże Ojcze, wysłuchaj modlitwy swojego dziecka i błogosław we wszystkim mojemu tacie.

Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Modlitwa za zmarłego tatę

 

Boże, Tyś nam przykazał czcić ojca i matkę, zmiłuj się łaskawie nad duszami moich rodziców i odpuść im grzechy; pozwól mi oglądać ich w radości Twej wiekuistej światłości. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

 

Krótkie opowiadanie

– Tato, czy mogę ci zadać pytanie? – Tak, oczywiście, o co chodzi? – Ile zarabiasz? – To nie jest twoja sprawa. Dlaczego w ogóle pytasz o takie rzeczy? – Chciałem tylko wiedzieć, ile zarabiasz na godzinę… nie gniewaj się. – Jeśli musisz to wiedzieć, zarabiam 250 zł na godzinę. Syn spuścił wzrok i ze smutkiem zapytał: – Tato, czy mógłbym od Ciebie pożyczyć 50 złotych? Ojciec był wściekły. – Synu, jeśli tylko dlatego pytasz, że chcesz pożyczyć pieniądze, aby kupić głupią zabawkę lub inne bzdury, to w tej chwili maszeruj prosto do swojego pokoju i wskakuj do łóżka. Pomyśl o tym, dlaczego jesteś taki samolubny. Ja ciężko pracuję każdego dnia dla takiego dziecinnego i egoistycznego zachowania jak twoje?! Chłopiec cicho odszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi. Ojciec usiadł i zaczął się jeszcze bardziej nakręcać myśląc o pytaniach małego chłopca. Jak on w ogóle śmie pytać żeby tylko wyciągnąć pieniądze? Minęła godzina, emocje opadły i mężczyzna zaczął się zastanawiać: może mały rzeczywiście potrzebował tych 50 zł na coś ważnego? Przecież do tej pory nie za często prosił o pieniądze. Ruszył spokojnym krokiem w stronę pokoju synka i otworzył drzwi. – Synu, śpisz? – zapytał. – Nie tato, nie śpię. – Pomyślałem, że trochę za ostro zareagowałem na twoje wcześniejsze pytania. Wiesz, że ciężko pracuję, a to był szczególnie męczący i długi dzień… Wyjął banknot i wręczył go synowi. – Oto 50 złotych o które prosiłeś. Chłopiec usiadł prosto i uśmiechnął się. – Dziękuję tatusiu! Następnie sięgając pod poduszkę swoją małą rączką wyciągnął kilka zgniecionych banknotów i pokazał je ojcu. Mężczyzna zobaczył, że chłopak miał już pieniądze i złość ponownie zaczęła powracać. Chłopiec powoli liczył swoje pieniądze, a potem spojrzał na ojca z wyrazem radości na twarzy. – Dlaczego chcesz mieć więcej pieniędzy, jeśli już jakieś masz? – zapytał ojciec. – Ponieważ nie miałem dość, ale teraz już mam – odpowiedział ucieszony chłopiec. – Tatusiu, uzbierałem już 250 złotych. CZY MOGĘ TERAZ KUPIĆ GODZINĘ TWOJEGO CZASU? Proszę wróć jutro wcześniej do domu żebym mógł się z tobą pobawić…

******************************************************************************************************************************

Pamiętaj: kiedy w pracy przestanie Ci się powodzić, firma Cię zwolni i zastąpi kimś lepszym i tańszym. Kiedy przez pracę stracisz kogoś najbardziej bliskiego nie odkupisz go za żadne pieniądze. To strata, którą będziesz nosił ze sobą do końca życia! Dbaj o rodzinę i przyjaciół

 

 

 

Tęsknota

Kochani, przeżywamy dzisiaj Niedzielę Miłosierdzia Bożego. W Ewangelii słyszeliśmy trzykrotnie słowa Jezusa: „Pokój wam!”. Pokój to pierwszy dar Zmartwychwstałego dla zamkniętych w Wieczerniku uczniów. Zastanówmy się nad tym, w jaki sposób Chrystus dzisiaj chce obdarzać nas darem pokoju.

Posłuchajmy najpierw opowiadania pt. „Tęsknota”: „Jestem lekarzem onkologiem z długim stażem zawodowym. Zacząłem pracować w szpitalu pediatrycznym i zainteresowała mnie onkologia dziecięca. Przeżywałem bardzo osobiście dramaty moich małych pacjentów, niewinnych ofiar raka, aż do dnia, kiedy w moje życie wkroczył pewien anioł.

Ten anioł przyszedł w osobie jedenastoletniej dziewczynki, która przez dwa długie lata była poddawana wielu terapiom, zabiegom, zastrzykom oraz musiała się zmierzyć z wielkim cierpieniem, jakie niosły chemioterapia i radioterapia. Nigdy jednak nie widziałem, aby mój anioł był tym przerażony. Często natomiast widziałem, jak płacze, widziałem też lęk w jej małych oczach, ale to było takie ludzkie.

Pewnego dnia przybyłem do szpitala wcześniej i zastałem mego anioła samego w sali. Zapytałem o jej mamę. Do dziś nie potrafię bez wzruszenia przytoczyć usłyszanej wtedy odpowiedzi.

– Panie doktorze – powiedziała – moja mama często wychodzi z sali, aby wypłakać się na korytarzu. Myślę, że kiedy umrę, pozostanie w niej wielka tęsknota. Ale ja nie boję się śmierci. Ja nie urodziłam się, aby żyć tutaj.

– Czym dla ciebie jest śmierć? – zapytałem.

– Panie doktorze, kiedy jesteśmy mali, często chcemy spać w pokoju naszych rodziców, a rano budzimy się w swoim, prawda?

– Tak, to prawda - odpowiedziałem.

– Pewnego dnia pójdę spać, a wtedy przyjdzie po mnie mój Ojciec, by mnie zabrać, i obudzę się w Jego domu. To będzie moje prawdziwe życie – dodała.

Skamieniałem. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Byłem zaskoczony dojrzałością i duchowym spojrzeniem tej dziewczynki.

– To moja mama pozostanie z większą tęsknotą – dodała.

– Moje dziecko, czym dla ciebie jest tęsknota? – zapytałem wzruszony, powstrzymując łzy.

– Tęsknota to miłość, która zostaje.

Dziś, mając pięćdziesiąt trzy lata, założę się z każdym, że nie ma lepszej, trafniejszej i prostszej definicji tęsknoty – to miłość, która zostaje i nie odchodzi”.[1]

Kochani, Jezus Zmartwychwstały chce nas przyprowadzać do kochającego Ojca. Bóg jest bogaty w miłosierdzie i chce nas obdarzać darem swojego pokoju. Tym, co powoduje w nas największy niepokój, jest grzech oraz śmierć.

Jezus pokonał grzech, śmierć i szatana, dlatego może nas obdarzyć pokojem. On wciąż tęskni za nami, nawet jeśli odchodzimy od Niego poprzez grzech i lekceważymy Jego miłość.

Przeżywamy rok duszpasterski pod hasłem „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Uświadamiamy sobie wciąż na nowo to, że Jezus założył Kościół i dzieli się z nami owocami swojej zbawczej męki i chwalebnego zmartwychwstania. W sakramencie pokuty chce nam przebaczać grzechy. Za każdym razem, kiedy klękamy przy kratkach konfesjonału i z żalem wyznajemy nasze grzechy, On daje nam nowe życie i przywraca pokój serca. Spowiedź przywraca nam łaskę uświęcającą i sprawia, że możemy na nowo wzrastać w miłości i blasku Zmartwychwstałego.

Dziewczynka z opowiadania nie bała się śmierci, ponieważ wiedziała, że nie jest ona końcem wszystkiego, ale nowym początkiem. „Pewnego dnia pójdę spać, a wtedy przyjdzie po mnie mój Ojciec, by mnie zabrać, i obudzę się w Jego domu. To będzie moje prawdziwe życie”. Jezus daje nam prawdziwe życie w Eucharystii. Msza Święta to najskuteczniejsze lekarstwo na śmierć, doskonała recepta na życie wieczne! Komunia Święta to przedsmak nieba tutaj na ziemi! „Pokój wam!” – ten, kto zawierzył Jezusowi, może z nadzieją spoglądać poza próg śmierci. „Pokój wam” to zachęta do mocnej wiary w to, że Bóg Ojciec jest bogaty w miłosierdzie i czeka na nas z otwartymi ramionami.

Dziękujmy dzisiaj Zmartwychwstałemu Panu za sakramenty pokuty i Eucharystii. To dzięki nim w Kościele doświadczamy Chrystusowego pokoju. Niech Duch Święty prowadzi nas w tej Mszy Świętej, byśmy nakarmieni słowem i Ciałem Pańskim także innych przyprowadzali do kochających ramion miłosiernego Ojca, który wypatruje nas z tęsknotą. Tylko On może nas przeprowadzić ze śmierci do życia, z ciemności do światła!

 



[1]   B. Ferrero, Racja serca, tłum. K. Kozak, Warszawa 2016, s. 26–27.

 

 

Wielki Czwartek

18.00 Wieczorna Msza św. Wieczerzy Pańskiej i przeniesienie Najświętszego Sakramentu do ciemnicy - adoracja.

Wielki Piątek Od rana - Adoracja Najświętszego Sakramentu w ciemnicy.

17.30  Nabożeństwo Drogi Krzyżowej

18.00  Liturgia Wielkiego Piątku

          - Celebrans pada na twarz przed ołtarzem  -modlitwa

-Liturgia Słowa

-Modlitwa Powszechna

-Odsłonięcie i adoracja Krzyża

-Komunia Święta

-Procesja do Grobu Pańskiego z Najświętszym Sakramentem - adoracja

Wielka Sobota

Adoracja Najświętszego Sakramentu

Poświęcenie pokarmów na stół wielkanocny  g. 8.00 - 12.00- co pół godziny

 Liturgia popołudniowa:

18.00-     Obrzęd Światła - Lucernarium

               - Poświecenie ognia i Paschału - przed świątynią

               -Procesja do świątyni   

-Śpiew Orędzia Paschalnego

-Liturgia Słowa

-Litania do Świętych

-Poświęcenie wody chrzcielnej

-Odnowienie przyrzeczeń chrztu

-Liturgia Eucharystyczna

-Przeniesienie Najświętszego Sakramentu do Grobu Pańskiego - adoracja

Niedziela Zmartwychwstania- 6.00-   Procesja rezurekcyjna

 

Matki Boskiej Gromnicznej   - święto

 

 

Dziś trzymamy w naszych rękach świece. Mamy też świece, które zapalamy podczas sprawowania na ołtarzu Najświętszej Ofiary. Co one oznaczają? Świeca wskazuje na obecność samego Chrystusa, jest też symbolem samego Chrystusa i naszej z Nim łączności. Najściślejsza więź łącząca nas z Nim – czego symbolem jest świeca w naszych rękach – to miłość. Święty Jan Apostoł napisał: Kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga (1 J 4, 7).

Spotykamy się dziś z Matką Chrystusową w okolicznościach, które i Ją samą zaskoczyły. Czy mogła przewidzieć to, co Ją spotkało w świątyni? Symeon, biorąc Dziecię na swe ramiona i błogosławiąc Boga, obwieszcza Jej: Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2, 34-35). Ze strony Symeona – sądząc po ludzku – był to nietakt wobec Najświętszej Maryi Panny, sprawił Jej niemałą przykrość, lecz „to wszystko” było w planach Bożych. Maryja z całym spokojem przyjmuje zapowiedź ciernistej drogi, zarysowanej niedwuznacznie w proroczej wizji Symeona. Wie, że tego chce Bóg i to Jej wystarcza.

Centralną postacią wydarzenia jest oczywiście Pan nasz Jezus Chrystus, choć występuje tu jeszcze jako Niemowlę niesione na rękach Maryi. Do Niego najpierw zwraca się Symeon. Jego ma szczęście wziąć w objęcia i błogosławić Boga w słowach pełnych uwielbienia i osobistego szczęścia. Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela (Łk 2, 29-32).

W święto, które dziś nosi nazwę: Ofiarowanie Pana Jezusa – a popularnie w języku ludowym: Matki Boskiej Gromnicznej, Kościół poświęca świece nazywane gromnicami. Te poświęcone świece mają przypominać Chrystusa w świątyni, na ołtarzu i w tabernakulum. Podobnie, jak rozbłysła gwiazda w noc betlejemską, tak też, gdy na ołtarzu podczas Mszy św. ma się pojawić utajony w chlebie i winie Bóg-Człowiek, zanim rozpocznie się Najświętsza Ofiara, zapalamy świece. Tak samo przed tabernakulum, w którym przechowuje się Najświętszy Sakrament pali się dzień i noc wieczna lamka – dawniej była lampka oliwna, a obecnie najczęściej elektryczna, by nam przypomnieć o tym, że mamy ze czcią przyklęknąć i uczcić Jezusa tu obecnego.

Świeca wskazuje nie tylko na obecność Pana Jezusa. Jest też symbolem samego Chrystusa. W Wigilię Paschalną poświęca się szczególnie okazałą świecę zwaną paschałem, który przypomina nam zmartwychwstałego Chrystusa. Zapalony paschał płonie podczas uroczystych Mszy św., a także podczas pogrzebów i Mszy, w czasie których udzielane są sakramenty święte. Świecę-gromnicę wkłada się także w ręce konających i w oknie naszych mieszkań w czasie burzy, by chroniły nasze domy.

 Świeca w rękach chrześcijanina, to symbol spotkania z Chrystusem. Chyba dlatego tak trafnie to dzisiejsze święto w liturgii wschodniej nosi nazwę „hypapante”, to znaczy spotkanie. W świątyni jerozolimskiej spotkał się z całą ludzkością – reprezentowaną przez Symeona i Annę – niesiony na rękach Matki, Zbawiciel świata. To wydarzenie historyczne ujęte w symbolach świecy, którą bierzemy do naszych rąk – jak Symeon Boże Dziecię – wskazuje na nasz związek z Chrystusem. Biorąc w pewnych ważniejszych momentach życia zapaloną świecę do rąk, powinniśmy pamiętać o najważniejszym spotkaniu z Chrystusem, spotkaniu w wieczności. Czy wszys­cy z Nim tam się spotkamy? Ilu nas będzie zbawionych? Tego nie wiemy. Ale jedno wiemy na pewno, że aby się spotkać z Chrystusem i zawsze z Nim być, musimy Go miłować. Dlatego módlmy się gorąco o taką miłość. Módlmy się za siebie i za innych, szczególnie konających, abyśmy mieli przy sobie życzliwych ludzi, którzy w godzinę naszej śmierci podadzą nam zapaloną gromnicę wraz z gorącą modlitwą o miłosierdzie Boże dla nas.

Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby i tekst „Królowo Szkaplerzna, módl się za nami ARCHIDIECEZJA KRAKOWSKA”

 

Dziś przypada wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, zwanej Matką Bożą Szkaplerzną, której kult związany jest z objawieniem się Matki Bożej św. Szymonowi Stockowi, przełożonemu generalnemu zakonu karmelitów w nocy z 15 na 16 lipca 1251 roku. Matka Boża wskazała mu wtedy na szkaplerz, który poleciła nosić, aby chronił go od ognia piekielnego. Od tego czasu kult ten rozpowszechnił się na cały Kościół katolicki. Miłośnikiem szkaplerza był Jan Paweł II, który przyjął go w wieku zaledwie  10 lat w wadowickim klasztorze oo. Karmelitów Bosych 💙
_____
Matko Boża Szkaplerzna, módl się za nami!

NABOŻEŃSTWO FATIMSKIE

 

Nabożeństwo pięciu pierwszych sobót

Matka Boża objawiając się w Fatimie trojgu pastuszkom – św. Hiacyncie, św. Franciszkowi i Łucji - powiedziała, że Pan Jezus chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby ludzie Ją lepiej poznali i pokochali. To nabożeństwo ma również charakter wynagradzający Jej Niepokalanemu Sercu za zniewagi wyrządzone przez ludzi. Tym, którzy będą je z wiarą praktykować, Maryja obiecała zbawienie. Poprzez to nabożeństwo mogą się oni przyczynić do ocalenia wielu ludzi od potępienia i zapowiadanych przez Matkę Najświętszą katastrof cywilizacyjnych. Nabożeństwo to uzyskało aprobatę kościelną i od tej pory rozwija się na całym świecie.

                                                                                    ***

Orędzie fatimskie nie zostało definitywnie zakończone wraz z cyklem objawień w Cova da Iria, w roku 1917.

Dnia 10 grudnia 1925 r. siostrze Łucji ukazali się w celi domu zakonnego św. Doroty w Pontevedra Najświętsza Maryja Panna i obok niej Dzieciątko Jezus opierające się na świetlistej chmurze. Dzieciątko położyło jej dłoń na ramieniu, a Maryja pokazała jej w drugiej dłoni Serce otoczone cierniami. Wskazując na nie, Dzieciątko napomniało wizjonerkę tymi słowami: – Zlituj się nad Sercem twej Najświętszej Matki okolonym cierniami, które niewdzięczni ludzie wbijają w każdej chwili, a nie ma nikogo, kto by przez akt zadośćuczynienia te ciernie powyjmował.

Maryja dodała: – Córko moja, spójrz na Serce moje otoczone cierniami, które niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczność w każdej chwili wbijają. Przynajmniej ty pociesz mnie i przekaż, że tym wszystkim, którzy w ciągu pięciu miesięcy, w pierwsze soboty, wyspowiadają się, przyjmą Komunię świętą, odmówią różaniec i będą mi towarzyszyć przez kwadrans, rozważając 15 tajemnic różańcowych, w intencji zadośćuczynienia Mnie, w godzinę śmierci obiecuję przyjść z pomocą, ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia.

W dniu 15 lutego 1926 roku siostrze Łucji na nowo ukazało się w Pontevedra Dzieciątko Jezus. Podczas tego objawienia siostra Łucja przedstawiła Dzieciątku pewne trudności, jakie będą miały niektóre osoby, żeby przystąpić do spowiedzi w sobotę i poprosiła, by spowiedź była tak samo ważna podczas kolejnych ośmiu dni. Pan Jezus odpowiedział: – Tak, spowiedź może być ważna o wiele więcej dni, pod warunkiem, że gdy będą Mnie przyjmować, będą w stanie łaski uświęcającej i wyrażą intencję zadośćuczynienia za znieważenie Niepokalanego Serca Maryi. Siostra Łucja podniosła jeszcze kwestię dotyczącą sytuacji, w której ktoś w momencie spowiedzi zapomni sformułować intencję, na co Pan Jezus odpowiedział następująco: – Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję.

Podczas czuwania w nocy z dnia 29 na 30 maja 1930 roku, Pan Jezus przemówił do siostry Łucji, podając jej rozwiązanie innego problemu: – Praktykowanie tego nabożeństwa będzie dopuszczone również w niedzielę po pierwszej sobocie, jeżeli moi księża – ze słusznych powodów – przyzwolą na to.

Przy tej samej okazji, nasz Pan dał Łucji odpowiedź na jeszcze inne pytanie: – Dlaczego pięć sobót, a nie dziewięć albo siedem, dla uczczenia cierpień Matki Bożej?

– Moja córko, powód jest bardzo prosty: jest pięć rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi:

1. Bluźnierstwa przeciwko Niepokalanemu Poczęciu.
2. Przeciw dziewictwu Matki Bożej.
3. Przeciw Jej boskiemu macierzyństwu, przy równoczesnym sprzeciwie uznania Jej za Matkę rodzaju ludzkiego.
4. Czyny tych, którzy usiłują publicznie wpoić w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet nienawiść do tej Matki Niepokalanej.
5. Czyny takich, którzy profanują wizerunki Najświętszej Panny.



Elementy nabożeństwa pierwszych pięciu sobót miesiąca

Spowiedź wynagradzająca

Należy do niej przystąpić w intencji wynagradzającej w pierwszą sobotę miesiąca, przed nią lub nawet po niej, byleby tylko przyjąć Komunię świętą w stanie łaski uświęcającej. Do spowiedzi można przystąpić nawet tydzień przed lub po pierwszej sobocie. Gdy podczas jednego z objawień siostra Łucja zapytała Pana Jezusa, co mają uczynić osoby, które zapomną powiedzieć przed wyznaniem swoich grzechów o intencji wynagradzającej, otrzymała odpowiedź: – Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję. Według wyjaśnienia siostry Łucji, następne trzy elementy tego nabożeństwa powinny być spełnione w pierwszą sobotę miesiąca, choć dla słusznych powodów, spowiednik może udzielić pozwolenia na wypełnienie ich w następującą po pierwszej sobocie niedzielę.

Komunia święta wynagradzająca

Część różańca świętego

Należy odmówić pięć tajemnic w intencji wynagradzającej. Można rozważać którąkolwiek z części różańca.

Rozważanie

Następnym elementem tego nabożeństwa jest rozważanie jednej lub wielu tajemnic różańcowych w ciągu przynajmniej 15 minut. Matka Najświętsza nazwała ten rodzaj modlitwy „dotrzymywaniem Jej towarzystwa”, co można zrozumieć w ten sposób, iż mamy rozmyślać wspólnie z Matką Najświętszą.
Można w tym celu, jako pomoc w rozmyślaniu, przeczytać uważnie odpowiadający danej tajemnicy fragment Pisma Świętego albo książki, wysłuchać konferencji lub kazania. Temu rozważaniu także powinna towarzyszyć intencja wynagradzająca.


Obietnice Matki Najświętszej dla tych, którzy odprawiać będą nabożeństwo pięciu pierwszych sobót

1. Tym, którzy będą praktykować to nabożeństwo, obiecuję ratunek. Przybędę w godzinę śmierci z całą łaską, jaka dla ich wiecznej szczęśliwości będzie potrzebna.

2. Te dusze będą obdarzone szczególną łaską Bożą; przed tronem Bożym jako kwiaty je postawię.


W praktyce pięciu sobót należy przede wszystkim położyć nacisk na intencję wynagrodzenia, a nie osobiste zabezpieczenie na godzinę śmierci. Jak w praktyce pierwszych piątków, tak i pierwszych sobót nie można poprzestać tylko na dosłownym potraktowaniu obietnicy, na zasadzie „odprawię pięć sobót i mam zapewnione zbawienie wieczne”. Do końca życia będziemy musieli stawiać czoła pokusom i słabościom, które spychają nas z właściwej drogi, ale nabożeństwo to stanowi wielką pomoc w osiągnięciu wiecznej szczęśliwości. Aby je dobrze wypełnić i odnieść stałą korzyść duchową, trzeba, aby tym praktykom towarzyszyło szczere pragnienie codziennego życia w łasce uświęcającej pod opieką Matki Najświętszej. Jeśli na pierwszym miejscu postawimy delikatną miłość dziecka, które pragnie ukoić ból w sercu ukochanego Ojca i Matki, ból zadany obojętnością i wzgardą tych, którzy nie kochają – bądźmy pewni, że nie zabraknie nam pomocy, łaski i obecności Matki Najświętszej w godzinie naszej śmierci.

 

Matka i Królowa Polski

O Ty, której Obraz widać w każdej polskiej chacie. I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie... Która perły masz od królów, złoto od rycerzy. W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy. Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała. A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jak skała...”. Tak przed laty Królowej Polski – Czarnej Królowej z dwiema szramami na policzku – pisał nasz poeta Jan Lechoń. Bo Królowa to szczególna: „...od Bałtyku po gór szczyty kraj nasz płaszczem Jej okryty...”. Jej królowanie tak bardzo związane jest z ponad tysiącletnią historią naszej Ojczyzny, że nic dziwnego, że w jednej z pieśni śpiewamy „Polski Tyś Królową i najlepszą Matką...”. Popatrzmy więc dzisiaj na Jej królowanie w ciągu tych stuleci w naszej Ojczyźnie.

Wszystko zaczęło się w Wielki Piątek, gdy konający Jezus, widząc pod krzyżem dwie umiłowane osoby, ożywił się i wypowiedział dwa krótkie zdania: „Niewiasto, oto syn Twój! Oto Matka twoja”. A św. Jan wziął odtąd Maryję do siebie. Ten fragment Ewangelii czytały całe pokolenia naszych przodków. I jedno trzeba dzisiaj powiedzieć, że nasz naród, jak żaden chyba inny, rzeczywiście wziął Maryję do siebie. Nasi praojcowie wzięli Ją do domu, któremu na imię Polska. Wzięli Ją do tego, co w naszej Ojczyźnie było pięknego, ale też i trudnego. Wzięli Ją do swoich radości i smutków, by jako Matka była w tym wszystkim obecna. A Ona to zaproszenie przyjęła.

Więc stawiali swojej Matce i królowej nasi praojcowie kapliczki. Tyle ich jest na naszej polskiej ziemi przy drogach, na starych dębach, w cieniu lip! W X wieku powstała najstarsza polska pieśń „Bogurodzica Dziewica”. Z tą pieśnią na ustach oddawano życie za Ojczyznę. Śpiewano ją pod Grunwaldem i pod Wiedniem.

W XVII wieku do stóp Maryi na Jasną Górę zaczęło przybywać coraz więcej strwożonych pielgrzymów. A było się czego bać, bo nad naszą Ojczyznę zaczęły nadciągać czarne chmury Potopu Szwedzkiego. W 1655 roku całą Polskę zalała szwedzka nawałnica. Pod naporem Szwedów padały najmocniejsze polskie twierdze. Wydawało się, że nic nie jest w stanie zatrzymać tego miażdżącego pochodu. Wtedy jako pierwsza oparła się najeźdźcy Jasna Góra. Król Jan Kazimierz w katedrze lwowskiej przed obrazem Matki Bożej Łaskawej ślubował: „Wielka Boga Człowieka Matko, ja, Jan Kazimierz król, Ciebie za Państwa mego Królowę dzisiaj obieram. Mnie i Królestwo moje Twojej opiece i obronie polecam...”. Niebieska Królowa wysłuchała słów króla i swym matczynym płaszczem osłoniła kraj, który Jej zaufał.

Podobnie było w 1683 roku, gdy wielka nawałnica turecka nadciągnęła pod Wiedeń. Wtedy papież Innocenty XI zwrócił się do polskiego króla Jana III Sobieskiego ze słowami: „Synu, ratuj chrześcijaństwo i kulturę zachodnią”. Król pospieszył na pomoc, zatrzymał się na Jasnej Górze i tam błagał o zwycięstwo. Odparł nawałnicę turecką, a w liście do Papieża napisał: „Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył”.

Lata biegły do przodu, Królowa na Jasnej Górze w dalszym ciągu królowała. Aż przyszedł czarny wiek zaborów. I znowu u Niej ludzie szukali ratunku. Z dalekiego wygnania, gdy Polski nie było na mapie Europy, stęskniony Adam Mickiewicz wołał: „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy (...) tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono”. A powstańcy śpiewali: „Nie opuszczaj nas, Matko, nie opuszczaj nas”.

Maryja nie opuszczała Polski i Polaków. Dwa lata po odzyskaniu upragnionej niepodległości w 1920 roku Ojczyźnie naszej zagroziła agresja Armii Czerwonej. Oto 15 sierpnia stał się cud – Cud nad Wisłą. Naród modlący się na Jasnej Górze i w Katedrze Warszawskiej wyprosił zwycięstwo u Maryi Wniebowziętej.

Była z naszą Ojczyzną, gdy ta krwawiła w czasie II wojny światowej. Stąd tyle obrazów ukazujących Maryję, cierpiącą Matkę i królową. Wystarczy spojrzeć na Madonnę Katyńską przytulającą do serca głowę żołnierza z przestrzeloną potylicą.

A kiedy nadeszły mroczne czasy komunizmu, umierający Prymas Hlond proroczo na łożu śmierci powiedział: „Odwagi! Nie rozpaczajcie! Nie upadajcie na duchu! Zwycięstwo gdy przyjdzie, to będzie to zwycięstwo Maryi”. Nie pomylił się, bo Maryja czuwała jak Matka i Królowa. Wyprosiła u swojego Syna, by w tym czasie dał naszej Ojczyźnie dwóch największych chyba Polaków: Prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II. A jeden i drugi wszystko zawierzył Maryi. Prymas Wyszyński powiedział: „Wszystko postawiłem na Maryję i to Jasnogórską... bo Maryja dana jest ku obronie Narodu Polskiego”.

Minęły lata walk, cierpień i zwycięstw. 16 października 1978 roku papieżem został wybrany kardynał z Krakowa Karol Wojtyła. A Prymas Wyszyński w pierwszych dniach po Jego wyborze powiedział: „Nie zdajecie sobie sprawy jak olbrzymie znaczenie na konklawe miał obrazek Maryi Jasnogórskiej. Nie wiem czy pierwszym, ale na pewno Wielkim Elektorem była Ta, której ceremoniarze nawet nie dostrzegli”.

Kiedy 13 maja 1981 roku zamachowiec zranił Ojca Świętego, Prymas Wyszyński mówił: „Dzisiaj pozostaje nam jedno: wszystkie nasze cierpienia i udręki starajmy się dołączyć do tej wielkiej męki świata... składając osobiste cierpienia w dłonie Tej, której Ojciec Święty zawierzył się na Jasnej Górze”. I znowu Królowa Polski wysłuchała modlitwy Ludu Polskiego o życie dla tego, który w swym papieskim herbie obok litery „M” umieścił słowa: „Totus Tuus – cały Twój”.

To jest historia naszej Ojczyzny. Z tą historią od wielu wieków związana jest Czarna Madonna z Jasnej Góry. Ona była i jest z nami w przełomowych momentach naszej historii. Tak jak kiedyś powiedział o tym do nas św. Jan Paweł II: „Biegnę dziś modlitwą i sercem na Jasną Górę. Trzeba przykładać ucho do tego Świętego Miejsca, aby czuć jak bije serce Narodu w Sercu Matki... Ile razy biło jękiem polskich cierpień... Ale również okrzykami radości i zwycięstwa... trzeba usłyszeć echo całego życia Narodu w sercu Jego Matki i Królowej...”.

 

W pierwszą niedzielę po Wielkanocy, w całym Kościele obchodzić będziemy Święto Miłosierdzia. Pan Jezus powiedział w czasie objawień do św. s. Faustyny Kowalskiej: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299).

Hasłem tegorocznego Święta Miłosierdzia będą słowa: „Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka”. Zostały one zaczerpnięte z Aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu.

Niedziela Miłosierdzia ma być dniem szczególnej czci Boga w tajemnicy Jego miłosierdzia, a zarazem dniem łaski dla wszystkich ludzi, zwłaszcza grzeszników.

W pewnej chwili usłyszałam te słowa: córko Moja, mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu Moim. Pragnę, aby święto miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. […]Święto miłosierdzia wyszło z wnętrzności Moich, pragnę, aby, uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do Źródła Miłosierdzia Mojego.

Dzienniczek s. Faustyny (699)

W Niedzielę Miłosierdzia Bożego we wspólnotach parafialnych często w sposób szczególny przeżywana jest Godzina Miłosierdzia. O trzeciej po południu, czyli w chwili konania Jezusa na krzyżu, organizowane są adoracje Najświętszego Sakramentu i wspólne modlitwy.

W tym roku, szczególną intencją modlitwy w Godzinie Miłosierdzia, a zwłaszcza odmawianej w tym czasie Koronki do Miłosierdzia Bożego, niech stanie się prośba o ustania epidemii.

Przypominam ci, córko Moja, że ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu Moim, uwielbiając i wysławiając je; wzywaj Jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo w tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych; w tej godzinie stała się łaska dla świata całego – miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość.

Dzienniczek s. Faustyny (1572)

W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na

 dusze, które się zbliżą do źródła miłosier­dzia Mojego; która dusza przystąpi do spowiedzi

i Komunii św., dostąpi zupełnego odpuszczenia  win i kar, w dniu tym, otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat. Miłosierdzie Moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Wszystko co istnieje wyszło z wnętrzności miłosierdzia Mego. Każda dusza w stosunku do Mnie, rozważać będzie przez wieczność całą miłość i miłosierdzie Moje. Święto miłosierdzia wyszło z wnętrzności Moich, pragnę, aby, uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do Źródła Miłosierdzia Mojego.

Dzienniczek s. Faustyny (699)

 

Na prośbę Episkopatu Polski św. Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce, a 30 kwietnia 2000 r. – w dniu kanonizacji s. Faustyny Kowalskiej – ogłosił je dla całego Kościoła.

 

Godzina Miłosierdzia - odprawiana o godzinie 15:00 - upamiętnia konanie Jezusa na krzyżu za grzechy całej ludzkości. Jest ona wezwaniem do wdzięcznego zwrócenia swych myśli i serca w stronę Boga - Człowieka, który ofiarował się i umarł za nasze niewierności. Święta Siostra Faustyna została poproszona przez samego Jezusa, aby ta Godzina w szczególny sposób czczona była na ziemi. "O trzeciej godzinie błagaj Mojego Miłosierdzia, przede wszystkim dla grzeszników i choć przez krótki moment zagłębiaj się w Mojej męce, w Moim opuszczeniu i w chwili konania. Jest to wielka godzina dla świata całego"./Dz. 1320/ Pan Jezus z niepojętą miłością zwraca się do każdego człowieka. Z wyjątkową wrażliwością otwiera Swoje Serce dla tych, którzy w Godzinie Miłosierdzia łączą się z Nim w ufnej i żarliwej modlitwie. Zaprasza, by w tym świętym czasie z miłością zatopić się w Jego Miłosiernym Sercu i trwać przy Nim upraszając miłosierdzia dla całego świata, zapewniając, iż: Nie odmówi duszy niczego, o co Go prosi /por. Dz/

AKT ZAWIERZENIA ŚWIATA BOŻEMU MIŁOSIERDZIU

Boże, Ojcze miłosierny, który objawiłeś swoją miłość w Twoim Synu Jezusie Chrystusie, i wylałeś ją na nas w Duchu Świętym, Pocieszycielu, Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka. Pochyl się nad nami grzesznymi, ulecz naszą słabość, przezwycięż wszelkie zło, pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi doświadczyć Twojego miłosierdzia, aby w Tobie, trójjedyny Boże, zawsze odnajdywali źródło nadziei. Ojcze przedwieczny, dla bolesnej męki i zmartwychwstania Twojego Syna, miej miłosierdzie dla nas i całego świata! Amen.

 

Litania pochodzi z Dzienniczka św. Siostry Faustyny Miłosierdzie Boże, wytryskujące z łona Ojca - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, największy przymiocie Boga - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, tajemnico niepojęta - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, źródło tryskające z Trójcy Przenajświętszej - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, niezgłębione przez żaden umysł ludzki ni anielski - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, z którego tryska wszelkie życie i szczęście - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, ponad niebiosa - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, źródło cudów i dziwów - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, ogarniające wszechświat cały - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, zstępujące na świat w Osobie Słowa Wcielonego - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, które wypłynęło z otwartej rany Serca Jezusowego - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, zawarte w Sercu Jezusa dla nas, a szczególnie dla grzeszników - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, niezgłębione w ustanowieniu Hostii świętej - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, w ustanowieniu Kościoła świętego - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, w sakramencie chrztu świętego - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, w usprawiedliwieniu nas przez Jezusa Chrystusa - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, towarzyszące nam przez całe życie - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, ogarniające nas szczególnie w godzinie śmierci - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, darzące nas życiem nieśmiertelnym - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, towarzyszące nam w każdym momencie życia - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, chroniące nas od ognia piekielnego - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, w nawróceniu grzeszników zatwardziałych - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, zdziwienie dla aniołów, niepojęte dla świętych - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, niezgłębione we wszystkich tajemnicach Bożych - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, dźwigające nas z wszelkiej nędzy - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, źródło naszego szczęścia i wesela - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, w powołaniu nas z nicości do bytu - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, ogarniające wszystkie dzieła rąk Jego - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, korono wszystkich dzieł Boga - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, w którym wszyscy jesteśmy zanurzeni - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, słodkie ukojenie dla serc udręczonych - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, jedyna nadziejo dusz zrozpaczonych - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, odpocznienie serc i pokoju wśród trwogi - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, rozkoszy i zachwycie dusz świętych - ufamy Tobie Miłosierdzie Boże, budzące ufność wbrew nadziei - ufamy Tobie Baranku Boży, który okazałeś największe miłosierdzie w odkupieniu świata na krzyżu - przepuść nam Panie Baranku Boży, który się miłosiernie ofiarujesz za nas w każdej Mszy św. - wysłuchaj nas Panie Baranku Boży, który z nieprzebranego miłosierdzia gładzisz grzechy nasze - zmiłuj się nad nami K: Miłosierdzie Boże ponad wszystkie dzieła Jego W: Przeto Miłosierdzie Pańskie na wieki wychwalać będę. Módlmy się: Boże, którego Miłosierdzie jest niezgłębione, a skarby litości nieprzebrane, wejrzyj na nas łaskawie i pomnóż w nas ufność w Miłosierdzie Swoje, byśmy nigdy w największych nawet trudnościach nie poddawali się rozpaczy lecz zawsze ufnie zgadzali się z Wolą Twoją, która jest samym Miłosierdziem. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Króla Miłosierdzia, który z Tobą i Duchem Św. okazuje nam Miłosierdzie na wieki wieków. Amen.

Wyjaśnienie Triduum paschalnego

 

ŚWIĘTE TRIDUUM PASCHALNE – CZASEM ŚWIĘTOWANIA

Najdłuższe i najważniejsze święta w całym roku. Trzy doby świętowania, bo jakże ciężko zrozumieć sens Zmartwychwstania, bez zrozumienia tajemnicy Kapłaństwa, Eucharystii, Męki Pańskiej i przebywania Jezusa w grobie.

Triduum Paschalne (z łac. triduum – Trzy Dni) to najważniejsze wydarzenie w ciągu roku liturgicznego katolików. Jego istotą jest celebracja Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, która rozpoczyna się wieczorną Mszą Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek, a kończy się drugimi nieszporami po południu Niedzieli wielkanocnej. I dlatego w wielu krajach europejskich Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy. Społeczeństwa katolickie, zamieszkujące wyżej wymienione kraje, mają przez to znacznie większe możliwości przygotowania się do przeżywania Triduum Paschalnego, czego niestety w naszym kraju brakuje. Zamiast przeżywania pamiątki Ostatniej Wieczerzy, Modlitwy w Ogrójcu, Męki i Śmierci Jezusa na Krzyżu – ciężka praca zarobkowa, pośpiech, nerwowość, hałaśliwe czyszczenie dróg publicznych w obrębie miasta, jakby nie można było tego wszystkiego dzień wcześniej zrobić. I zanim do świętowania się przygotujemy mamy już Wigilię Paschalną 

WIELKI CZWARTEK

Wieczorem rozpoczyna się uroczysta Msza Wieczerzy Pańskiej, która stanowi zarazem początek Świętego Triduum Paschalnego. Jest ona sprawowana na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy, podczas której Chrystus ofiarował Bogu Ojcu pod postaciami chleba i wina Swoje Ciało i Swoją Krew, a następnie dał Apostołom do spożycia oraz nakazał im, by czynili to na Jego pamiątkę. Podczas tego wydarzenia, Jezus Chrystus ustanowił dwa sakramenty święte: Kapłaństwo i Eucharystię.

Przed rozpoczęciem Mszy Wieczerzy Pańskiej nie ma w kościele Najświętszego Sakramentu na znak, że to właśnie na Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił ten Sakrament. Po procesyjnym wejściu i obrzędach wstępnych, śpiewa się hymn Chwała na wysokości Bogu, podczas którego rozbrzmiewają wszystkie dzwony i dzwonki w kościele. Po zakończeniu hymnu wszystkie dzwony i organy milkną aż do hymnu “Chwała na wysokości Bogu” śpiewanego podczas Wigilii Paschalnej. Dotychczas używane dzwonki i gong zastępują drewniane kołatki. Podczas tej Mszy św. konsekruje się odpowiednią liczbę komunikantów na Mszę Wieczerzy Pańskiej, jak i na Liturgię Męki Pańskiej w Wielki Piątek, oraz Hostię do wystawienia w Grobie Pańskim. Komunia święta może być udzielona podczas tej Mszy pod dwiema postaciami. Ostatnim elementem liturgii jest uroczyste przeniesienie Najświętszego Sakramentu do kaplicy adoracji, zwanej ciemnicą. Podczas przeniesienia śpiewa się hymn Sław języku tajemnicę. Tabernakulum pozostaje puste, Wieczna lampka zgaszona, a ołtarz obnażony ze świec, mszału i obrusu.

 

WIELKI PIĄTEK 

Z wielkiego szacunku do ofiary Jezusa Chrystusa poniesionej na krzyżu za grzechy całego świata tego dnia nigdy się nie odprawia Mszy świętych. Jest to dzień powagi, skupienia i postu, w którym szczególnie czci się drzewo krzyża. Od rana trwa adoracja Najświętszego Sakramentu w Kaplicy Adoracji – nazywanej Ciemnicą. Centrum tego dnia jest Liturgia Męki Pańskiej. Ołtarz jest tego dnia obnażony: bez krzyża, kwiatów, świeczników i obrusów.

Kapłan ubrany w szaty mszalne czerwonego koloru udaje się do ołtarza, po czym następuje prostracja i modlitwa (bez wezwania Módlmy się). Przez prostrację należy rozumieć leżenie krzyżem lub padanie na twarz, które jest wyrazem szczególnego uniżenia się wobec Boga (większego niż klęczenie) oraz wyrazem głębokiej modlitwy. W liturgii Wielkiego Piątku można wyróżnić kilka zasadniczych części. Pierwszą z nich jest Liturgia Słowa zawierająca m.in.: odczytanie Męki Jezusa oraz bardzo rozbudowaną Modlitwę Powszechną sięgająca starożytności chrześcijańskiej. Modlitwę tę stanowi 10 wezwań, z których każde składa się ze wstępu, modlitwy w ciszy, oracji śpiewanej przez kapłana i aklamacji “Amen”, będącej wyrazem potwierdzenia ze strony ludu.

Następnym bardzo istotnym elementem liturgii jest Adoracja Krzyża. To uroczyste odsłonięcie krzyża (zakrytego najczęściej od V Niedzieli wielkiego postu). Kapłan dokonuje odsłonięcia w trzech etapach, za każdym razem śpiewając: “Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata”, na co ludzie odpowiadają: “Pójdźmy z pokłonem”. Następnie wierni oddają cześć odsłoniętemu krzyżowi, np. poprzez pocałunek stóp ukrzyżowanego Jezusa. W tym czasie śpiewa się pieśni pasyjne.

Po Adoracji Krzyża następuje Komunia Święta. Obrzędy Komunii Świętej są pozbawione przekazania znaku pokoju. Komunia rozdawana jest z Hostii konsekrowanych w Wielki Czwartek. Podczas Komunii nakrywa się obrusem ołtarz oraz ustawia świece i mszał. Po Komunii wszystko zostaje zniesione.

Ostatnia część podstawowej liturgii Wielkiego Piątku to procesja do Grobu Pańskiego. Zgodnie z wielowiekową tradycją po ukończeniu liturgii Męki Pańskiej, przenosi się Najświętszy Sakrament do Grobu Pańskiego i wystawia do adoracji. W kaplicy Grobu Pańskiego powinien być ołtarz, choćby przenośny i tabernakulum do przechowywania puszek z Najświętszym Sakramentem. Monstrancję nakrytą welonem można wystawić na ołtarzu lub na tronie, który powinien być umieszczony blisko ołtarza. Kapłan i posługujący, po krótkiej adoracji w ciszy udają się do Zakrystii.

WIELKA SOBOTA

W Wielką Sobotę Kościół trwa przy Grobie Pańskim rozważając Mękę i Śmierć Chrystusa. Dawniej przed Liturgią Wigilii Paschalnej niszczono ołtarz i budowano nowy, współcześnie ołtarz zostaje obnażony, a kościoły są sprzątane. Formalnie Wielka Sobota posiada tylko teksty Liturgii Godzin, nie ma natomiast formularza Mszy Świętej, a Liturgia Wigilii Paschalnej należy już do Niedzieli Zmartwychwstania (z uwagi na żydowski system dat, według którego po zachodzie słońca w sobotę rozpoczyna się niedziela).

Tego dnia ścisły święty post paschalny już tak nie obowiązuje jak dawniej, to nadal jest zalecany do Wigilii Paschalnej.

WIGILIA PASCHALNA I NIEDZIELA WIELKANOCNA

 

Liturgia Wigilii Paschalnej jest najważniejszą celebracją w całym Roku Liturgicznym. Zgodnie z bardzo dawną tradycją noc poprzedzająca Niedzielę Zmartwychwstania powinna być czuwaniem na cześć Pana (Wj 12, 42). Wierni, posłuszni upomnieniu Ewangelii (Łk 12, 35 nn), trzymają w rękach zapalone świece. Wszystkie obrzędy Wigilii Paschalnej odbywają się w nocy: nie wolno ich rozpocząć, zanim nie zapadnie noc, a należy je zakończyć przed świtem niedzieli. Kapłani ubierają się w szaty mszalne koloru białego.

Niezwykle bogata liturgia Wigilii Paschalnej składa się z kilku bardzo istotnych etapów, które wszystkie razem połączone w uporządkowaną całość pozwalają dokładniej zrozumieć sens Zmartwychwstania Chrystusa. Pierwszy z nich to Liturgia Światła. Najpierw przed kościołem kapłan święci ogień, od którego zapala się paschał – symbol Chrystusa Zmartwychwstałego. Na świecy paschalnej kapłan kreśli krzyż i litery: Α (alfa) i Ω (omega). Oznacza to, że na początku był Bóg i on też przyjdzie na końcu jako Miłosierny Sędzia. Na paschale kapłan zapisuje bieżącą datę, chcąc podkreślić, że Chrystus przechodzi od punktu alfa (od stworzenia świata) do punktu omega (końca świata) historii zbawienia, która przechodzi również przez ten konkretny rok. Ponadto kapłan wbija w paschał pięć gwoździ (gron) symbolizujących pięć ran Chrystusa mówiąc przy tym: Przez swoje święte rany jaśniejące chwałą niech nas strzeże i zachowuje Chrystus Pan. Amen. Swoją symbolikę ma również światło świecy paschalnej, rozjaśniające mroki ciemnego kościoła, odwołuje się do Chrystusa, który rozprasza mroki ludzkiego życia, nadając mu sens, a także do stworzenia świata, kiedy w mrokach ciemności rozbłysła światłość. Następnie kapłan wnosi zapalony paschał do świątyni, zatrzymując się u progu, na środku świątyni i przed ołtarzem głównym śpiewając Światło Chrystusa. Lud odpowiada wówczas Bogu niech będą dzięki. Wszyscy zapalają świece od płomienia paschału, podając sobie światło. Następnie okadza paschał i śpiewa Exsultet, czyli uroczyste Orędzie wielkanocne zaczynające się od słów: “Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie…”

Drugi etap to Liturgia Słowa, która przewiduje dziewięć czytań biblijnych: siedem starotestamentalnych, epistoła (ósme czytanie, zawsze z listu św. Pawła do Rzymian, umiejscowione tuż po odśpiewaniu hymnu “Chwała na wysokości Bogu” i symbolizujące przejście ze Starego do Nowego Testamentu) oraz ewangelia, które są przeplatane psalmami responsoryjnymi i modlitwami.

Po ostatnim czytaniu ze Starego Testamentu i modlitwie, kapłan intonuje hymn „Chwała na wysokości”, podczas którego, podobnie jak w trakcie Mszy Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek, uderza się we wszystkie dzwony, grają organy, a kołatki zastępuje się dzwonkami i gongiem. Po uroczystym hymnie celebrans odmawia kolektę. Następnie lektor odczytuje Epistołę, a później śpiewane jest uroczyste Alleluja i psalm responsoryjny. Potem kapłan czyta Ewangelię i wygłasza homilię.

Kolejnym etapem wielkosobotniej uroczystości jest Liturgia Chrzcielna w trakcie której śpiewana jest Litania do Wszystkich Świętych, po czym celebrans błogosławi wodę chrzcielną, zanurzając w niej trzy razy paschał. Następnie, w zależności od zwyczaju w danej parafii, można udzielić chrztu katechumenom i bierzmowania młodzieży. To ostatnie w praktyce zdarza się tylko sporadycznie w parafiach, gdyż wymaga obecności biskupa.

Kolejnym elementem jest Liturgia Eucharystyczna, a jej przebieg jest podobny do Liturgii Eucharystycznych innych niedziel.

Ceremonię kończy uroczysta procesja rezurekcyjna z Najświętszym Sakramentem, która jest radosnym ogłoszeniem zmartwychwstania Chrystusa i wezwaniem całego stworzenia do udziału w triumfie Zmartwychwstałego. W niektórych kościołach procesja następuje nie po Wigilii Paschalnej, a przed pierwszą Mszą poranną w niedzielę. Rozpoczyna się ona wtedy rano przy Grobie Pańskim, przy którym kapłan śpiewem oznajmia zmartwychwstanie Chrystusa. Po powrocie do kościoła odśpiewuje się hymn „Chwała na wysokości”. Po rozdaniu Komunii wiernym śpiewa się uroczysty Hymn Te Deum „Ciebie, Boga wysławiamy”. I od tej Niedzieli przy ołtarzu krzyż jest ozdobiony czerwoną stułą, znajduję się tam także paschał oraz figura Chrystusa zmartwychwstałego.

 

Nie ma, jak u Mamy: Koronka do Krwawych Łez Maryi

 27 lutego 2021 842 Views lektura duchowaMaryjaModlitwaWielki Post

Pan Jezus powiedział: „Módlcie się do Mnie przez Łzy Mojej Matki. O cokolwiek ludzie Mnie będą prosić przez Łzy Mojej Matki, chętnie im tego udzielę”.

Matka Boża powiedziała: „Syn Mój chce Mnie uczcić w szczególny sposób i z radością udzieli wszelkich łask za przyczyną Moich Łez. „

Koronkę tę podyktował Pan Jezus S. Amalii współzałożycielce „Instytutu Misjonarek Jezusa Ukrzyżowanego” w Campinas, w Brazylii 8.11.1929 r. Pan Jezus powiedział: „Módlcie się do Mnie przez Łzy Mojej Matki. O cokolwiek ludzi Mnie będą prosić przez Łzy Mojej Matki, chętnie im tego udzielę. (…) Innym razem, do tej siostry przyszła Matka Boża. Trzymając Koronkę (Różaniec), której paciorki lśniły jak słońce i były białe jak śnieg powiedziała: „Oto Różaniec Łez Moich… Syn Mój chce Mnie uczcić w szczególny sposób i z radością udzieli wszelkich łask za przyczyną Moich Łez.

W dniu 8 listopada 1929 do s. Amalii przyszedł krewny, którego żona była poważnie i nieuleczalnie chora. Ze łzami w oczach zapytał, „Co stanie się z dziećmi?” Jego stan i smutek z powodu takiej sytuacji bardzo zasmuciły s. Amalię. Od razu zwróciła się do Boga w modlitwie, gdy słuchała tej smutnej opowieści. Poszła zaraz do kaplicy i natychmiast przedstawiła wszystkie te troski Panu Jezusowi w Najświętszym Sakramencie. Klęcząc na schodach przed ołtarzem i tabernakulum wyciągnęła ręce i ofiarowała się za swojego krewnego. „Jeśli nie ma już innych możliwości dla żony, T… to jestem gotowa zaoferować moje życie dla uratowania matki rodziny. Co chcesz, abym czyniła?”
Wtedy to s. Amalia usłyszała głos Jezusa: „Jeśli chcesz otrzymać tę łaskę, proś mnie ze względu na łzy mojej matki”.

Amalia zapytała: „Jak mam się modlić?

Jezus powiedział jej następujące słowa: „O Jezu, wysłuchaj naszą modlitwę ze względu na łzy Twojej Najświętszej Matki. O Jezu, spójrz na Krwawe Łzy Tej, która umiłowała Cię najmocniej tu na ziemi i nadal najgoręcej miłuje Cię w Niebie.” Pan Jezus powiedział następnie: „Moja córko, Módl się do Mnie przez Łzy Mojej Matki. O cokolwiek ludzie Mnie będą prosić przez Łzy Mojej Matki, chętnie im tego udzielę”.

Druga wizja Matki Bożej 8 marca 1930
Cztery miesiące później s. Amalia klęczała w kaplicy, adorując Najświętszy Sakrament. Tym razem Matka Boża ukazała się, jak to sama siostra opisuje: „Byłam w kaplicy, klęcząc na schodach po lewej stronie ołtarza, gdy nagle poczułam, że zostałam uniesiona. Wtedy zobaczyłam kobietę nieopisanej urody. Była ubrana w szaty purpurowe, niebieski płaszcz i biały welon. Przybliżała się do mnie z uśmiechem i trzymając w ręku różaniec, który nazwała „corona” (czyli „korona” lub różaniec). Jego perły jaśniały jak słońce i były białe jak śnieg”.

Maryja spojrzała na s. Amelię i powiedziała:
„Czy wiesz, dlaczego noszę niebieski płaszcz? Aby przypomnieć ci o niebie, kiedy czujesz się zmęczona od swoich trudów, a nosisz krzyż swoich cierpień. Mój płaszcz przypomina ci o niebie, aby dać ci nieopisaną radość i szczęście wieczne, a to daje odwagę twojej duszy i pokój twojemu sercu, abyś kontynuowała walkę do końca! ”

„Czy rozumiesz znaczenie mojej purpurowo-fioletowej tuniki? Powiem ci, abyś pamiętała, że stoisz przed obrazem Łez, koloru fioletowego, który noszę, a który oznacza ból. Ból, który Jezus czuł, gdy barbarzyńsko bito go na jego ciele. Moje matczyne serce i moja dusza były także zranione bólem, widząc tak Jezusa.”

„Moje dziecko, wyjaśnię ci dlaczego noszę ten biały welon, wokół piersi obejmujący głowę. Biały oznacza czystość i będąc białym kwiatem Trójcy Świętej, nie mogłabym objawić się bez tej bieli. Słodki uśmiech, który widzisz na moich ustach jest dla ogromnej radości, że mogę przekazać ludzkości taki cenny skarb! ”

„Wyjaśnię ci powód dlaczego moje oczy pochylone są w dół. Uduchowieni malarze ukazywali moje oczy patrzące w górę, by ukazać chwałę mojego Niepokalanego Poczęcia. Dlaczego więc moje oczy nie miałyby być skierowane w dół w tym objawieniu, w którym powierzasz się moim błogosławionym łzom? To oznacza moje współczucie dla ludzkości, ponieważ pochodzą z nieba, aby złagodzić cierpienie. Moje oczy będą zawsze kierowane w stronę smutków i ucisków, gdy prosisz mojego Syna przez łzy, które wylewam. A gdy jesteś blisko mojego wizerunku, zobacz, jak patrzę na ciebie oczami współczucia i czułości. ”

„Moje dziecko, powiem ci, o różańcu w moich rękach. Nazwałam go koroną (koronka) Łez. Kiedy jesteś przy mnie, widząc tę koronkę w moich rękach, pamiętaj, że to oznacza, miłosierdzie, miłość i ból … ta koronka z moich błogosławionych łez oznacza, że matka cię kocha. Wykorzystaj wszystkie swoje przywileje, uciekaj się z ufnością i miłością. ”

Wręczając mi różaniec, powiedziała: „To jest różaniec z moich łez, które są powierzone przez mojego umiłowanego Syna .
Syn Mój chce Mnie uczcić w szczególny sposób i z radością udzieli wszelkich łask za przyczyną Moich Łez. Różaniec (Koronka) ten posłuży do nawrócenia wielu grzeszników, a zwłaszcza opętanych przez diabła. Przez ten różaniec diabeł zostanie pokonany a moce piekła zostaną zniszczone. Przygotuj się do tej wielkiej walki.”

W tym samym roku, 1934, Biskup Francisko, zatwierdził Różaniec, Medalik jak również nabożeństwo do Łez Matki Bożej, a następnie zatwierdziła je Stolica Apostolska.


KORONKA DO KRWAWYCH ŁEZ MATKI BOŻEJ

Różaniec przekazany s. Amalii przez Matkę Bożą składa się z siedmiu dziesiątków po siedem białych perełek każdy. Cyfra siedem przypomina o siedmiu boleściach Maryi.

MODLITWA NA ROZPOCZĘCIE

„O Jezu przybity do krzyża! Padamy do Twoich stóp i składamy Ci w ofierze krwawe łzy Tej, która z największą miłością współbolała z Tobą, towarzysząc Ci na Twej bolesnej drodze krzyżowej. Spraw, o dobry Mistrzu, abyśmy z miłością pojęli wymowę krwawych łez Twojej Najświętszej Matki, a pełniąc Twą świętą wolę tu, na ziemi, stali się godnymi wielbić Cię i czcić przez całą wieczność w niebie. Amen”.

NA DUŻYCH PACIORKACH

„O Jezu, spójrz na krwawe łzy Tej, która umiłowała Cię najmocniej już tu, na ziemi, i nadal najgoręcej miłuje Cię w niebie”.

NA MAŁYCH PACIORKACH

„O Jezu, wysłuchaj prośby nasze – przez krwawe łzy Twojej Najświętszej Matki” (7 razy)

NA ZAKOŃCZENIE

„O Jezu, spójrz na krwawe łzy Tej, która umiłowała Cię najmocniej już tu, na ziemi, i nadal najgoręcej miłuje Cię w niebie” (3 razy).

„O Maryjo, Matko Boleści, Matko Litości i Matko Miłosierdzia! Zjednocz nasze prośby ze swoimi prośbami, aby Twój Boski Syn, Jezus, którego wzywamy, wysłuchał nasze wołanie, a przez przyczynę Twoich matczynych krwawych łez udzielił nam łask, o które Go błagamy, i doprowadził nas do sz

Komunikat na II Niedzielę Wielkiego Postu „Ad Gentes” 28.02.2021r. Dzień Modlitwy, Postu i Solidarności z Misjonarzami

„Żyjmy Eucharystią”

Umiłowani w Chrystusie Panu kapłani, osoby życia konsekrowanego, siostry i bracia!

II niedziela Wielkiego Postu jest w Kościele w Polsce Dniem Modlitwy, Postu i Solidarności z Misjonarzami. Ma więc, swój wydźwięk misyjny: przypomina o powołaniu uczniów-misjonarzy oraz naszej odpowiedzialności za zbawienie tych, do których jeszcze nie dotarła Ewangelia Chrystusa.

W tym roku modlitwie, postom i ofiarom w intencji misjonarzy towarzyszy hasło: „Żyjmy Eucharystią”. Odnawiamy w sobie świadomość, że Eucharystia prowadzi nas do świata. Posilając się nią idziemy do innych, by dzielić się Bożą radością i nadzieją. Żyjemy Eucharystią – to znaczy urzeczywistniajmy to, co Ona oznacza i korzystamy z mocy, które ofiarowuje. Wypełniamy swą misję wobec świata, potrzebującego Bożej łaski i mocy.

W tę niedzielę ogarniamy serdeczną modlitwą 1883 misjonarki i misjonarzy w dalekiej Azji i Oceanii, Afryce i na Madagaskarze oraz Ameryce Łacińskiej. Dziękując Bogu za ich trud i oddanie sprawie Ewangelii, prośmy, by strzegł ich od niebezpieczeństw, wspomagał w trudnościach i błogosławił ich pracy. Módlmy się, by czerpali siłę z Eucharystii do codziennych zmagań, posługi słowa i dawania świadectwa miłości. Jesteśmy dumni, że w czasie pandemii, misjonarze pozostali na placówkach, chociaż wiele organizacji pozarządowych wycofało się terenów misyjnych. Ich postawa nie jest romantycznym zrywem serca, ani też szarżującą odwagą, ale wyrazem zaufania Bogu i miłości do ludzi, do których zostali posłani. Misjonarze pozostali, by być znakiem nadziei i nieść ulgę strapionym, chorym i ubogim. Dlatego mają prawo do modlitwy, ofiar duchowych i materialnych.

Zachęcając wszystkich do troski o misje, serdecznie dziękuję w imieniu młodych Kościołów misyjnych za wszelkie dobro im ofiarowane. Dziękuję kapłanom, osobom życia konsekrowanego oraz wiernym świeckim za pomoc misjom. To zwyczajne, ofiarne i hojne zaangażowanie misyjne Kościoła w Polsce świadczy o tym, że żyjemy Eucharystią. Dziękuję wspólnotom parafialnym, które borykając się z trudnościami związanymi z pandemią, nie zamykają się na potrzeby świata misyjnego.

Szczególne słowo wdzięczności kieruję do chorych, którzy ofiarowują swe modlitwy i cierpienia w intencji misji. Dziękuję za Wasze duchowe wsparcie dla misjonarek i misjonarzy, za wymianę darów w Kościele. Eucharystia daje Wam moc do dźwigania krzyża choroby i niepełnosprawności, Wy zaś upraszacie dla misjonarzy łaski potrzebne w głoszeniu Ewangelii.

Zwracam się z gorącym apelem do rodzin, które w obecnym czasie jawią się jako Kościoły domowe. Otoczcie modlitwą misje ad gentes. Módlcie się o powołania misyjne, by nie zabrakło tych, którzy będą głosić Ewangelię. Nie zapominajcie też w swych modlitwach i dobrych uczynkach o rodzinach w krajach misyjnych. Wychowujcie dzieci i młodzież w duchu solidarności i braterstwa chrześcijańskiego. Misjonarze oczekują naszej pomocy. Prowadząc wiele dzieł ewangelizacyjnych, edukacyjnych, medycznych i charytatywnych, potrzebują na nie środków materialnych. Pomóżmy dziś misjonarkom i misjonarzom przekazując ofiary do puszek. Dzieło Pomocy „Ad Gentes” w ubiegłym roku zrealizowało 99 projektów na kwotę 470 000 zł. i wsparło walkę ze skutkami pandemii wśród ubogich kwotą ponad 2,6 mln zł. Dołączmy do grona Darczyńców misji poprzez ofiary na jego konto, a także wysyłając sms-a na numer 72032 o treści „Misje” (koszt 2,46 zł. z Vat). Więcej informacji o sposobach pomagania misjom znajdziemy na stronach www.misje.pl i www.adgentes.misje.pl.

Zapewniając o modlitwie i wdzięczności za pomoc misjom Wszystkim z serca błogosławię: w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

+ Jerzy Mazur SVDPrzewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Misji

 

Warszawa, 28 II 2021 r.

 

Papież: rozpocznijmy podróż powrotną do Boga

„Początkiem powrotu do Boga jest uznanie, że Go potrzebujemy, że potrzebujemy miłosierdzia. To jest właściwa droga, droga pokory” – powiedział Papież w homilii inaugurującej Wielki Post. „Ileż to razy, zabiegani czy obojętni, mówiliśmy Jemu: Panie, przyjdę do Ciebie później... Dziś nie mogę, ale jutro zacznę się modlić i uczynię coś dla innych” – stwierdził Franciszek. Zaznaczył, że teraz Bóg apeluje do naszych serc. W życiu zawsze będziemy mieli coś do zrobienia i będziemy formułować różne wymówki, ale teraz nadszedł czas, by powrócić do Boga.

Krzysztof Ołdakowski SJ – Watykan

Ojciec Święty zwrócił uwagę, że Droga Wielkiego Postu jest wyjściem z niewoli ku wolności. Tę drogę często utrudniają nasze niezdrowe przywiązania, utrwalone nawyki i wady, pragnienie zdobywania pieniędzy oraz uwiedzenie pozorami, a także paraliżujące narzekanie. Aby pielgrzymować, powinniśmy zdemaskować te złudzenia.

Słowo Boże podsuwa nam propozycje podróży powrotnych. Pierwszą z nich jest zwrócenie się do Ojca. Jesteśmy dziećmi, które ciągle upadają, Jesteśmy jak małe dzieci, które próbują chodzić, ale upadają na ziemię i muszą być za każdym razem podnoszone przez tatusia. To przebaczenie Ojca zawsze stawia nas z powrotem na nogi: Boże przebaczenie, spowiedź, jest pierwszym krokiem naszej drogi powrotnej.

Franciszek zauważył, że powinniśmy powrócić także do Jezusa. Uczynić jak ów trędowaty, który po swoim uzdrowieniu wrócił, aby Mu podziękować. Potrzebujemy uzdrowienia Jezusa, powinniśmy przedstawić Mu nasze rany i powiedzieć: „Jezu, jestem tu przed Tobą, z moim grzechem, z moją nędzą. Ty jesteś lekarzem, Ty możesz mnie uwolnić. Uzdrów moje serce”. Papież wskazał również na potrzebę powracania do Ducha Świętego. Popiół na naszych głowach przypomina nam, że jesteśmy prochem i w proch się obrócimy. Ale na ten nasz proch Bóg tchnął swojego Ducha życia. Nie możemy zatem żyć, goniąc za prochem, za rzeczami, które są dziś, a jutro znikną. On jest Dawcą życia, Ogniem, który sprawia, że nasze prochy zmartwychwstają. Powróćmy do modlitwy do Ducha Świętego, odkryjmy na nowo ogień uwielbienia, który spala popioły narzekań i rezygnacji.

Papież – Jezus zstąpił w nasz grzech i w naszą śmierć

„Ta nasza podróż powrotu do Boga jest możliwa tylko dlatego, że wcześniej On odbył swoją podróż w naszą stronę. Inaczej nie byłoby to możliwe. Zanim przyszliśmy do Niego, On zstąpił do nas. On nas poprzedził, wyszedł nam na spotkanie. Dla nas zszedł niżej, niż mogliśmy to sobie wyobrazić: stał się grzechem, stał się śmiercią. Paweł nam przypomina: «On to [Bóg] dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu» (2 Kor 5, 21). Aby nie zostawić nas samymi i towarzyszyć nam w naszym pielgrzymowaniu, zstąpił w nasz grzech i naszą śmierć, dotknął grzechu, dotknął naszej świerci. Zatem nasza podróż jest pozwoleniem, aby wzięto nas za rękę – podkreślił Papież. – Ojciec, który wzywa nas do powrotu, to Ten, który opuszcza dom, aby nas szukać; Pan, który nas uzdrawia, to Ten, który pozwolił się zranić na krzyżu; Duch, który sprawia, że zmieniamy nasze życie, to Ten, który tchnie z mocą i łagodnością na nasz proch.“

Ojciec Święty przypomniał o dzisiejszym błaganiu apostoła: „pojednajcie się z Bogiem” (w. 20). Nawrócenie serca, wraz z gestami i praktykami, które je wyrażają, jest możliwe tylko wtedy, gdy wychodzi się od uprzedzającego działania Boga. To nie nasze zdolności i zasługi, z którymi trzeba się obnosić, sprawiają, że wracamy do Niego, ale Jego łaska, na którą powinniśmy się otworzyć. Jezus powiedział nam to jasno w Ewangelii: tym, co czyni nas sprawiedliwymi, nie jest sprawiedliwość, którą praktykujemy wobec ludzi, ale nasza szczera relacja z Ojcem.

Papież – w bolesnych wyrwach życia czeka na nas Bóg

„Wielki Post jest pokornym zstąpieniem w głąb siebie i ku innym. Jest to zrozumienie, że zbawienie nie jest wspinaniem się dla chwały, ale uniżeniem się z miłości. To czynienie siebie małymi. W tej podróży, aby nie zgubić kursu, stańmy przed krzyżem Jezusa: jest on milczącą katedrą Boga. Patrzmy każdego dnia na Jego rany; rany, które zaniósł On do Nieba i pozwolił je zobaczyć Ojcu, każdego dnia, w swojej modlitwie wstawienniczej. Oglądajmy codziennie jego rany. Na tym forum rozpoznajemy naszą pustkę, nasze niedostatki, rany zadane przez grzech, ciosy, które nam zaszkodziły. A jednak właśnie tam widzimy, że Bóg nie wytyka nas palcem, ale szeroko otwiera przed nami swoje ręce. Jego rany są dla nas otwarte i w nich zostaliśmy uzdrowieni (por. 1 P 2,25; Iz 53,5). Ucałujmy je, a zrozumiemy, że właśnie tam, w najbardziej bolesnych wyrwach życia, czeka na nas Bóg ze swoim nieskończonym miłosierdziem – podkreślił Papież. – Ponieważ tam, gdzie jesteśmy najbardziej bezbronni, gdzie najbardziej się wstydzimy, On wyszedł nam na spotkanie. A teraz, kiedy wyszedł nam na spotkanie, zaprasza nas, byśmy do Niego powrócili, żeby na nowo odkryć radość bycia miłowanymi.“

 

 

 

 

Ks. Ronchi: Na popiele rosną najlepsze owoce

Ks. Ronchi: na popiele rosną najlepsze owoce

Symbol popiołu jest często źle rozumiany – uważa włoski teolog ks. Ermes Ronchi. Jego zdaniem w okresie pandemii powinniśmy odkryć Wielki Post jako czas ożywienia.

Eryk Gumulak SJ – Watykan

Dziś rano Papież Franciszek odprawił Mszę św. z obrzędem błogosławieństwa i posypania głów popiołem przy ołtarzu katedry w Bazylice św. Piotra, a nie jak tradycyjnie w Bazylice św. Sabiny na Awentynie. Udział wiernych był bardzo ograniczony ze względu na środki ostrożności. Jakie znaczenie ma posypanie popiołem dzisiaj, kiedy szerzy się śmiercionośny wirus, który pochłonął już na świecie prawie dwa i pół miliona istnień? - pyta ks. Ronchi. Przypomina on, że w przeszłości zgodnie z naturalnym rytmem popiół z domowego paleniska powracał do natury i na wiosnę rozsypywany był na polach, aby użyźnić ziemię, dodać jej nowej energii. Tak więc posypany na głowach wiernych ma on także ten odległy sens, związany z prawami natury. Nie tylko: „pamiętaj, że musisz umrzeć”, ale „pamiętaj, że musisz być płodny”. Popioły są tym, co pozostaje, gdy nie ma już nic, są minimum, prawie niczym. Od tego miejsca możemy i musimy zacząć od nowa. Znajdujemy się w trudnej sytuacji, ale możemy i musimy stanąć na nowo na nogi – mówi ks. Ronchi.

„To prawda, że jesteśmy przesyceni pandemią SMS-ów. Jesteśmy zawsze podłączeni do tych narzędzi, mamy oczy i uszy w smartfonach, w Internecie. – Gdybyśmy pięćdziesiąt razy dziennie patrzyli ludziom w oczy, tak jak patrzymy na telefon komórkowy, z taką samą uwagą i intensywnością, to jak wiele rzeczy by się zmieniło? Ile odkryć byśmy dokonali? Bombardowanie informacjami dzisiaj jest tak szybkie, że nie mamy nawet czasu na wypracowanie własnej wizji rzeczy. Odebrano nam przyjemność myślenia, które jest jednym z najpiękniejszych darów. Słyszymy wiadomości, które prowadzą nas do życia poza sobą, bez refleksji. Żyjemy na pewnej krawędzi rzeczywistości, która nie jest nasza, ale stworzona przez innych. Myślę więc, że prawda o rzeczach musi być widziana w miłości, jak mówi św. Paweł. Oznacza to, że gdy coś jest pozbawione miłości, nie jest prawdziwe; gdy jest nietolerancyjne, nie jest prawdziwe. To bombardowanie informacjami prowadzi nas do życia w wirtualnej bańce, a nie w atmosferze miłości. Dzisiejsze kryteria to: efekt, publiczność, liczba polubień.... A to prowadzi na do życia poza i dla mnie to jest najbardziej niebezpieczne.“

W Biblii ekonomia małości przeplata się ekonomia ubóstwa. Przed Bogiem nie ma nic lepszego niż być właśnie takim; Simone Weil mawiała: „być niczym powietrze przed słońcem, czysta przejrzystość”. Tak samo jest z popiołem. Wraz z Wielkim Postem wkraczamy na drogę przemiany, ewolucji, a sercem przemiany jest bycie małym i kruchym, gdzie wchodzi Bóg, wchodzi Duch Święty jako tchnienie. Wielki Post zaczyna się zawsze zimą, która jest ostatnią z pór roku, trochę jak popiół z ubiegłego roku, a kończy się zawsze wiosną. Ta mądrość natury każe nam patrzeć na wiosnę, której nie przeraża żadna zima, „Boga nie przeraża żaden popiół, w którym siedzę lub do którego się sprowadzam”.  

Ruszyła kampania „Misjonarz na Post 2021”

Już po raz ósmy wraz z Wielkim Postem w Kościele w Polsce ruszyła kampania „Misjonarz na Post”. To projekt duchowego wsparcia polskich misjonarzy i misjonarek na całym świecie.

Rafał Łączny – Polska (KAI)

O. Marcin Wrzos OMI, pomysłodawca inicjatywy, zauważył, że przyda się nam impuls do realizacji wielkopostnych postanowień. „Czasem potrzebujemy impulsu, który powoduje, że realizujemy nasze dobre postanowienia. Ktoś sięga dodatkowo do Pisma Świętego, ktoś inny pości od Internetu, ktoś inny chce ofiarować jałmużnę, dodatkową modlitwę i wtedy, kiedy my wiemy, że chcemy nią wcelować w konkretną osobę, dzieło, jest nam łatwiej być wiernym tym postanowieniom” – powiedział o. Wrzos.

 

Aby wziąć udział w akcji, należy wejść na stronę www.misjonarznapost.pl i wypełnić krótki formularz. Każdy może też wybrać własną formę duchowego wsparcia wylosowanego misjonarza lub misjonarki.

Myśl wyrachowana: Nieważne, że katolik praktykuje. Ważne, co praktykuje.

Są katolicy wierzący i praktykujący, są wierzący niepraktykujący, są niewierzący praktykujący i jest Joe Biden. Trudno go zaklasyfikować do którejś z innych grup, bo niby on wierzący i niby praktykujący, ale jakoś nie po katolicku. Gorący zwolennik aborcji (jednym z pierwszych jego działań jako prezydenta USA ma być zniesienie wprowadzonej przez Trumpa blokady finansowania programów aborcyjnych). Popiera istnienie jednopłciowych pseudomałżeństw i adopcję dzieci przez takie pary. Opowiada się za in vitro, antykoncepcją, za dopuszczeniem mężczyzn podających się za kobiety do damskich drużyn sportowych, szatni i toalet. No i za wciskaniem ideologii gender już najmłodszym uczniom w szkołach. Ale do kościoła chodzi i nawet Komunię przyjmuje.

Jeśli tak może wyglądać katolik, to znaczy, że katolik może wyglądać jakkolwiek. Może mieć pięć żon, każdą innej płci, może być islamskim buddystą i kapłanem wudu, może podpalać kościoły, profanować świętości i mordować księży – wszystko jedno, byle się w kościele pokazywał.

Jakie to ma znaczenie, że ktoś uważa się za katolika, jeśli konsekwentnie, nie ze słabości, lecz z rozmysłem i celowo, łamie podstawowe zasady chrześcijańskie? Na czym polega bycie wierzącym, skoro w pocie czoła pracuje się nad wykorzenieniem praw Bożych z tego świata?

Gdyby jakiś demokrata w Kongresie USA realizował wszystkie postulaty republikańskiej opozycji, z hukiem by z partii wyleciał – to jest dla wszystkich jasne i oczywiste. Bo są jakieś zasady. Tymczasem sytuacja z Bidenem wygląda tak, jakby w sprawach wiary zasady przestały obowiązywać.

Przypadek nowego prezydenta USA potwierdza regułę, że najgroźniejsi dla Kościoła są katolicy. Nie tam muzułmanie, ateiści, masoni i cykliści, tylko ludzie, którzy dają Chrystusowi fałszywe świadectwo. Którzy pokazują całemu światu, że bycie katolikiem może znaczyć wszystko – czyli nic. Za czymś takim nikt normalny nie pójdzie. Nie porwie to nikogo i nikogo na lepsze nie odmieni. Taki „katolicyzm” może wywoływać jedynie wstręt. Bo to właśnie świadectwo życia jest podstawowym powodem, dla którego inni przyjmują Ewangelię bądź ją odrzucają.

„Z waszej to bowiem przyczyny (…) poganie bluźnią imieniu Boga” – pisze św. Paweł o takich, co plotą o zasadach moralnych, a sami ich nie respektują. Albo gorzej: katolik klasy „Biden” staje na głowie, żeby te zasady odwrócić. Ktoś taki, zamiast kształtować siebie według nauczania Kościoła, chce nauczanie Kościoła sformatować pod siebie.

Ale nic z tego. Kościół prowadzi do zbawienia, a nie do czteroletniej kadencji.

Niezdrowe love

Radni gdańscy z klubu Wszystko dla Gdańska apelują do prezydent Dulkiewicz o wznowienie programu edukacji seksualnej „Zdrovve Love”. Zajęcia te, prowadzone według standardów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), nie były obowiązkowe, ale finansowano je z publicznych pieniędzy. Jaki był sens tego programu, skoro we wszystkich szkołach prowadzi się zajęcia z wychowania do życia w rodzinie? Oczywiście ideologiczny, odpowiadający poglądom włodarzy Gdańska, a skierowany na seksualizację młodego pokolenia. Lepiej unikać takich, którzy chcą zrobić „wszystko dla Gdańska”, a popierać tych, którzy chcą tylko tego, co dobre.

Chcą więcej

Senat Francji odrzucił projekt ustawy, która miała zalegalizować aborcję do 14. tygodnia i zlikwidować klauzulę sumienia, dzięki której lekarz może odmówić dokonania aborcji. Projektem zajmie się teraz Zgromadzenie Narodowe. Senatorowie, których większość należy do centroprawicowej partii Republikanie, opowiedzieli się za pozostawieniem prawa aborcyjnego w obecnym stanie (teraz można przeprowadzać aborcję do 12. tygodnia ciąży). Lewicowa deputowana broniła projektu, twierdząc, że rozszerzenie prawa do aborcji jest konieczne, bo inaczej wiele Francuzek, chcąc poddać się aborcji, wyjedzie za granicę. Patrzcie, ludzie, to taka sama gadka jak u naszych lobbystów aborcyjnych. Tyle tylko, że do nas to Francuzki po aborcję na pewno nie przyjadą.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             FRANCISZEK KUCHARCZAK  GN 04/2021

                                                                                                                                                                                                                                      

 

„POCAŁUNEK JEZUSA”

Sześć miesięcy po święceniach mój biskup wysłał mnie, abym kierował parafią; Musiałem wymienić proboszcza, który był tam od ponad 30 lat, więc znalazłem brak akceptacji mieszkańców tego miejsca. Zadanie było żmudne, ale owocne i nie miałbym takiej płodności bez pomocy małego chłopca imieniem Gabriel ... Bohater tej historii.

W drugim tygodniu po przyjeździe zaprezentowało mi się młode małżeństwo ze swoim wyjątkowym synkiem (zespół Downa). Poprosili mnie, abym przyjął go na ministranta. Myślałem o odrzuceniu go i to nie dlatego, że był dzieckiem o różnych zdolnościach, ale ze względu na wszystkie trudności, z którymi w tym miejscu rozpocząłem moją posługę, ale nie mogłem odmówić, bo gdy zapytałem go, czy chce być moim ministrantem, nie odpowiedział mi, ale Objął mnie w talii. Co za sposób, aby mnie przekonać ...

Umówiłem się z nim na następną niedzielę 15 minut przed Eucharystią, a on był tam punktualnie ze swoją czerwoną sutanną i roquieta, które jego babcia zrobiła ręcznie na tę okazję.

Muszę dodać, że jego obecność przyniosła mi więcej parafian, ponieważ jego bliscy chcieli zobaczyć, jak debiutuje w roli ministranta. Musiałem przygotować wszystko, co niezbędne do Eucharystii. Nie miałem zakrystiana ani dzwonka, więc musiałem biegać z jednego miejsca do drugiego i dopiero przed rozpoczęciem Mszy uświadomiłem sobie, że Gabriel nic nie wie o tym, jak pomagać na Mszy; z powodu pośpiechu przyszło mi do głowy powiedzieć: „Gabriel, musisz zrobić wszystko co ja, dobrze…?”

Nigdy bym mu nie powiedział, że dziecko takie jak Gabriel jest najbardziej posłusznym dzieckiem na świecie, więc rozpoczęliśmy uroczystość i kiedy całowaliśmy ołtarz, maluch pozostał do niego przywiązany; W homilii widziałem, jak parafianie uśmiechali się, gdy do nich mówili, co uszczęśliwiało moje młode serce kapłańskie, ale potem zdałem sobie sprawę, że nie patrzą na mnie, ale na Gabriela, który wciąż naśladuje moje ruchy. W każdym razie jeden ze szczegółów tej pierwszej Mszy z moim nowym ministrantem.

Kiedy skończyłem, powiedziałem mu, co ma robić, a czego nie, a między innymi powiedziałem, że ołtarz może być całowany tylko przeze mnie. Wyjaśniłem mu, jak ksiądz łączy się z Chrystusem w tym pocałunku. Spojrzał na mnie swoimi wielkimi pytającymi oczami, nie w pełni rozumiejąc wyjaśnienie, które mu dawałem… I nie uciszając tego, o czym myślał, powiedział: „No dalej, ja też chcę go pocałować…”. Wyjaśniłem jeszcze raz, dlaczego nie ... W końcu powiedziałem mu, że zrobię to dla nas obojga. Wydawało się, że był zadowolony.

Ale w następną niedzielę, rozpoczynając celebrację i całując ołtarz, zobaczyłem, jak Gabriel przyłożył do niego policzek i nie wychodził z ołtarza z wielkim uśmiechem na twarzy.

Musiałem mu powiedzieć, żeby przestał to robić. Na zakończenie Mszy przypomniałem mu:

- Gabriel, mówiłem ci, że pocałuję go za nas oboje.

Odpowiedział: „Ojcze, nie pocałowałem go. Pocałował on mnie…”.

Poważnie, powiedziałem mu: „Gabriel, nie żartuj ze mną…" Odpowiedział: „Naprawdę, on napełnił mnie pocałunkami !!".

Sposób, w jaki mi powiedział, napełnił mnie świętą zazdrością; Zamykając świątynię i żegnając się z parafianami, podszedłem do ołtarza i położyłem na nim policzek, prosząc: „Panie… pocałuj mnie jak Gabriela”.

To Dziecko przypomniało mi, że praca nie jest moja i że zdobycie serc tych ludzi może nastąpić tylko dzięki tej słodkiej bliskości z Jedynym Kapłanem, Chrystusem.

Od tego czasu mój pocałunek przy ołtarzu jest podwójny, ponieważ zawsze po pocałowaniu go podnoszę policzek, aby przyjąć jego pocałunek. Dzięki Gabriel!

Zbliżanie innych do tajemnicy Zbawienia wzywa nas do przeżywania własnego spotkania. Podobnie jak ja, z moim drogim ministrantem Gabrielem, dowiedziałem się, że:

Zanim pocałuję ołtarz Chrystusa ... Muszę być przez Niego pocałowany!

„Panie Jezu, spraw, abyśmy każdego dnia odczuwali Twoje pocałunki, aby nasze serca już nigdy nie potrzebowały miłości, bo Ty wypełniasz wszystko ...”



 

"Przed narodzinami naszego synka byliśmy daleko od Boga a nasza wiara polegała na chodzeniu do kościoła 2 razy w roku: ze święconką na Wielkanoc i ewentualnie w Boże Narodzenie jeśli się nam chciało. Dążyliśmy do życia łatwego i przyjemnego. Patrząc z dzisiejszej perspektywy było ono niestety puste a jego głównym celem była gonitwa za fałszywym szczęściem które miały nam przynieść pieniądze i wszystko to, co można było za nie kupić. Ale wkrótce to nasze egoistyczne życie miało diametralnie się zmienić...
Dziś wiemy już, że Nasz Bóg Ojciec kocha nas wszystkich bezgraniczna i bezwarunkową miłością, pomimo to, ze odrzucamy ją i chcemy być sami dla siebie bogami. On chce naszego zbawienia. On kreuje nasze życie tak aby nas uratować i mieć na zawsze przy sobie, jeśli tylko zechcemy to dostrzec i w to uwierzyć! Tak tez było w naszym przypadku...
Krótko po naszym ślubie, moja żona Olga zaszła w ciąże. Po dwóch wcześniejszych poronieniach (pierwsze w 4 i drugie w 10 tygodniu ciąży) byliśmy pełni nadziei, że tym razem wszystko będzie dobrze. Nasza radość nie trwała jednak długo. Na pierwszym szczegółowym badaniu usg w 20 tygodniu ciąży, które odbyło się w szpitalu uniwersyteckim w Londynie, po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że są „nieprawidłowości” i dostaliśmy skierowanie na jeszcze bardziej szczegółowe badanie. Wykazało ono, że nasze dziecko ma stopy końsko-szpotawe, jedna nerkę która na dodatek była bardzo mała oraz nieprawidłowości w strukturze mózgu. Wtedy po raz pierwszy poinformowano nas o możliwości przerwania ciąży. W UK można zabić swoje dziecko „na życzenie” do 24 tygodnia ciąży; natomiast po 24 tygodniu aborcja może być przeprowadzona tylko jeśli życie matki jest zagrożone lub dziecko mogłoby się urodzić z dużą niepełnosprawnością.
Lekarze podejrzewali genetyczne podłoże problemów naszego dziecka i zaproponowali nam by zrobić amniopunkcję i badania genetyczne. Po namyśle zgodziliśmy się, choć zabieg amniopunkcji niósł ze sobą niebezpieczeństwo poronienia. Po dwóch tygodniach czekania na wynik dowiedzieliśmy się przy okazji ze będziemy mieli synka. Niestety okazało się również ze ma on bardzo rzadki problem genetyczny - niezbalansowana translokacje chromosomów 9 i 11 (na 9 brakuje genów, na 11 jest ich za dużo). Zasmucona pani genetyk wymieniła nam wszystkie wady jakie może mieć nasze dziecko: znaczne opóźnienie w rozwoju, rozszczepienie wargi i podniebienia, brak odbytu, męskie i żeńskie narządy płciowe, problemy z mózgiem i wiele innych. Na koniec poinformowała nas ze możemy nadal zakończyć ciąże jeśli chcemy mimo ze był to już 24 tydzień. Przypadek naszego synka kwalifikował go do legalnego zabicia go aż do końca ciąży.
Zdruzgotani takimi informacjami udaliśmy się tego samego dnia do profesora Nicolaidesa w Londynie na dodatkową prywatna wizytę mając nadzieję ze tam się dowiemy czegoś bardziej pozytywnego. Profesor Kypros Nicolaides to światowej sławy lekarz który wynalazł wiele metod ratowania dzieci w okresie prenatalnym, a także wykrywania syndromu Downa przez badanie przezierności karkowej. Niestety on również potwierdził to wszystko co wcześniej już usłyszeliśmy i dodatkowo powiedział nam, że gdyby to było jego dziecko to by je usunął. Nigdy nie zapomnę nocy po tamtym dniu; smutku, żalu, czarnych myśli i wylanych łez...
Byliśmy zdruzgotani i przerażeni. Ciężko było nam myśleć jak będzie wyglądało nasze życie z chorym, niepełnosprawnym dzieckiem, ale równie ciężko nam było wyobrazić sobie jak ktoś mógłby zabić naszego synka przez wstrzyknięcie mu trucizny w jego serce. A nasz synek? On też to wszystko czuł; ten strach i te emocje. Tamtej nocy jak nigdy dotąd bardzo mocno i rytmicznie kopał moją żonę. Jakby jego uderzenia miały być jego odpowiedzią; jakby chciał dać nam znać, że wszystko jest u niego ok...
To był dla nas bardzo trudny czas. Ale piękne było to jak wiele wsparcia wtedy dostaliśmy; również od osób zupełnie nam wtedy obcych... a możne od Boga, który mówił do nas ich ustami... Kiedy rodzina mówiła ze uszanuje każdy nasz “wybór”, to właśnie ci “obcy” nie bali nam się powiedzieć - nie zabijajcie tego dziecka.
2 dni po otrzymaniu wyników badan genetycznych postanowiliśmy polecieć do Polski. Już od samego początku ciąży moja żona zaczęła modlić się na różańcu w intencji naszego dziecka. Na początku bylem trochę sceptyczny, ale kiedy pojawiły się nieprawidłowości dołączyłem także i ja. No cóż, jak trwoga, to do Boga... Do Polski lecieliśmy po cud. Żona znalazła informacje o cudownej figurce Pana Jezusa Koletańskiego w Krakowie... Potem trafiliśmy do Łagiewnik, następnie do Lublina i Wąwolnicy gdzie tak życzliwie przyjęły nas Siostry Kapucynki. I to właśnie w Wąwolnicy, gdzie znajduje się sanktuarium Maryjne i gdzie wydarzyło się wiele cudów, ofiarowaliśmy naszego synka Maryi, aby Ona się nim zaopiekowała... Głęboko wierzymy ze cały czas to robi i że to Ona przyprowadziła nas wtedy do Boga. Od tamtej pory w naszych sercach zamiast lęku pojawił się spokój. Powiedzieliśmy „tak” na Bożą wolę jakakolwiek by ona nie była. Zaufaliśmy. Ten tydzień w Polsce to były dla nas niezwykłe rekolekcje i czas głębokiego nawrócenia.
Po powrocie do UK byliśmy już innymi ludźmi. Bóg ojciec przy pomocy Maryi stworzył nas na nowo. Na kolejnych badaniach USG stanowczo odmawialiśmy gdy po raz kolejny proponowano nam a nawet znacząco sugerowano aborcję.
Franek urodził się 16 sierpnia 2019 przez cesarskie cięcie. Pierwsze 6 tygodni życia spędził w szpitalu, głownie ze względu na hipoglikemię. Choć nie możemy powiedzieć ze jest stuprocentowo zdrowym dzieckiem, to jednak jest naszym cudem! Większość prognoz z badań genetycznych nie sprawdziło się. W jego mózgu nie ma nieprawidłowości. Ma też dwie nerki o odpowiedniej strukturze i wielkości. Nie miał ani rozszczepu wargi ani podniebienia. Ma natomiast jedną (a nie dwie) stopę końsko-szpotawą, a właściwie miał, gdyż jest już wyprostowana i teraz nosi jedynie specjalne buciki ortopedyczne.
Franek jest dzieckiem z opóźnieniem w rozwoju, ale jest to chłopiec bardzo radosny, który często się śmieje. Uwielbia słuchać muzyki oraz zażywać kąpieli. Godzinami mógłby wpatrywać się w drzewa i listki, szczególnie te poruszające się na wietrze. Na razie jest jeszcze niewerbalny, lecz pięknie potrafi się z nami komunikować głużąc i używając języka ciała. Ma hipotonie, czyli niskie napięcie mięśniowe, które niestety nie pozwala mu normalnie funkcjonować i potrzebuje codziennej, intensywnej rehabilitacji. Jednak wykonujemy wiele ćwiczeń i maluteńkimi kroczkami posuwamy się na przód. Wierzymy, że kiedyś będzie samodzielnie chodził, choć na razie uczymy się dopiero wykonywać obroty na brzuch...
Na przypadłość genetyczną Franka nie ma niestety lekarstwa. Pozostaje nam leczenie objawowe. Kilka jego problemów zdrowotnych udało nam się już rozwiązać, ale jeszcze sporo może się dopiero ujawnić. Ale jesteśmy na to przygotowani. Kochamy Frania takim jaki jest. To on uczy nas codziennie tej miłości. Z całego serca współczujemy wszystkim rodzicom, którzy kiedy są straszeni przez „lekarzy” (lekarz jak nazwa wskazuje leczy a nie zabija), a takich historii jest niestety wiele, nie mając wiary i chęci szukania jej, pełni lęku decydują̨ się na tę najgorszą z najgorszych zbrodni - bestialskie zabicie własnego dziecka, które nie może wydać́ nawet krzyku rozpaczy i umiera w zaciszu gabinetu lekarskiego. Szczerze współczujemy im tego ciężaru, który będą̨ nosili do końca życia starając się̨ uciszyć swoje sumienia.
Gdyby nie marksistowskie ideologie i propaganda którymi karmiony jest dzisiejszy Świat przez lewicowe organizacje i media, w którym nie ma miejsca dla Boga, byłoby o wiele mniej ofiar aborcji na świecie i jednocześnie mniej tym spowodowanych ludzkich dramatów. Aborcja jak wiadomo (lub nie) jest najczęstsza przyczyna śmierci (50 mln rocznie) na świecie. KAŻDE dziecko jest olbrzymią łaska od Boga. On robi wszystko dla naszego dobra aby nas zbawić, nawet jeśli tego kompletnie nie rozumiemy. Dlatego właśnie trzeba Mu po prostu zaufać́ i dać́ Mu się prowadzić."
pisze Pan Paweł Dębowski.
Piękne świadectwo!

autor: Fratria

Czekamy na kanonizację ks. Jerzego w oparciu o cud za jego pośrednictwem, który dokonał się we Francji – powiedział PAP wicerektor Polskiej Misji Katolickiej (PMK) we Francji ks. Krystian Gawron. W poniedziałek wieczorem w kościele św. Mikołaja w podparyskim Saint-Maur-des-Fosses odbyła się msza św. w intencji ks. Popiełuszki.

W poniedziałek przypada 36. rocznica męczeńskiej śmierci ks. Popiełuszki, bestialsko zamordowanego przez funkcjonariuszy SB.

Czekamy na kanonizację ks. Jerzego w oparciu o cud za jego pośrednictwem, który dokonał się we Francji

—mówi PAP ks. Gawron.

Cud został udokumentowany. Bardzo dużo zawdzięczamy w tej sprawie polskiej zakonnicy michalitce, siostrze Rozalii, która pracowała w szpitalu w Creteil, gdzie dokonał się cud. To ona przyprowadziła księdza, który poprosił o wstawiennictwo ks. Jerzego w beznadziejnym przypadku ostatniego stadium białaczki u chorego

—relacjonuje duchowny.

Dokumenty medyczne przygotowane przez lekarzy potwierdzają, że wyleczenie chorego, któremu rodzina szukała już miejsca na cmentarzu, odbyło się w sposób medycznie niewytłumaczalny

—wyjaśnia ks. Gawron. Podkreślił, że dokumentację uzdrowienia chorego przygotowywali lekarze, którzy nie byli osobami wierzącymi.

Cudowne uzdrowienie 56-letniego Francuza

Uzdrowiony został znajdujący się w śpiączce 56-letni Francuz Francois Audelan, któremu lekarze nie dawali szans na przeżycie. Uzdrowienia dokonał francuski ksiądz wówczas 65-letni Bernard Brien, będący zaledwie kilka miesięcy w kapłaństwie.

Jego droga do kapłaństwa była długa i trudna.

Brien 40 lat nie chodził do kościoła, był dwukrotnie żonaty i rozwiedziony. W 2003 r. nawrócił się i wstąpił do seminarium duchownego. W 2012 r. przyjechał do Polski i odwiedził grób bł. ks. Jerzego w Warszawie. Zafascynował się polskim kapłanem - męczennikiem. Przy jego grobie uświadomił sobie, że urodził się tego samego dnia, miesiąca i roku co ks. Popiełuszko – 14 września 1947 r.

W szpitalu w Creteil 14 września 2012 r. przy łóżku umierającego Francois ks. Bernard zaczął modlić się do ks. Jerzego w obecności żony umierającego oraz siostry Rozalii.

Księże Jerzy, dziś, 14 września, twoje urodziny. Jeżeli możesz coś zrobić, to właśnie dziś. Do dzieła zatem, pomóż

—modlił się ks. Bernard, odmawiając tekst modlitwy o kanonizację polskiego księdza.

Po wyjściu księdza i siostry zakonnej, jak relacjonowała żona umierającego, jej mąż otworzył oczy, zapytał: „Gdzie jestem?” i postanowił wstać z łóżka. Przeprowadzone po uzdrowieniu badania lekarskie wykazały, że w organizmie Francois nie było nawet śladu białaczki.

Całkowita remisja choroby

—stwierdzili lekarze.

Ks. Gawron podkreśla, że całkowite ustąpienie przewlekłej białaczki szpikowej było nagłe, po modlitwie ks. Bernarda za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego w rocznicę urodzin błogosławionego polskiego księdza, torturowanego i zamęczonego przez SB.

 

 

Z faktu, że Najświętsza Dziewica potrzebna jest Bogu, mianowicie potrzebna warunkowo, bo taka jest wola Boża, wypływa nieodzowny wniosek, że ludziom jest Ona potrzebniejsza do osiągnięcia zbawienia wiecznego. Dlatego nie wolno nabożeństwa do Najświętszej Dziewicy stawiać na równi z nabożeństwem do świętych, jak gdyby było niekonieczne lub nadobowiązkowe.


Uczony i pobożny Suarez z Towarzystwa Jezusowego, uczony i bogobojny Justus Lipsius, doktor lowański, i kilku innych udowad­niają niezbicie, opierając się na Ojcach Kościo­ła, mianowicie na nauce św. Augustyna, św. Efrema z Edessy, św. Cyryla Jerozolimskiego, św. Germana z Konstantynopola, św. Jana Damasceńskiego, św. Anzelma, św. Bernarda, św. Bernardyna, św. Tomasza, św. Bonawentury, że nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy jest do zbawienia konieczne, oraz że brak czci i miłości dla Niej jest niezawodnym znakiem potępienia, co nawet Ekolampadiusz i kilku innych kacerzy wyraźnie stwierdzają. Przeciw­nie, oddanie się Jej całkowite i szczere jest niezawodnym znakiem predestynacji.


Dowodzą tego figury i słowa Starego i Nowego Testamentu, stwierdza to nauka i przykład świętych, a rozum i doświadczenie to samo uczą i poświadczają. Nawet szatan i jego poplecznicy częstokroć silą prawdy zmuszeni byli to przyznać wbrew własnej woli.


By prawdę tę udowodnić zebrałem długi szereg ustępów z pism Ojców św. i Doktorów. Nie chcąc jednak wywodów swych zbytnio przedłużać, poprzestaję na jednym: „Tobie się oddaję święta Dziewico, boś puklerzem Zba­wienia, jaki Bóg daje tym, których chce zbawić.

Źródło: Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, Kraków 2006, s.16.

Papież Benedykt XVI bardzo ostro skrytykował promocję związków homoseksualnych, aborcji, ale także procedury in-vitro. Związał to z „duchową mocą Antychrysta”. Słowa Papieża są ogromną przestrogą przed totalną zagładą, która czyha na nas niezależnie od pandemii – zauważył ks. prof. Paweł Bortkiewicz w poniedziałkowych „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja. 

Papież senior w biografii napisanej przez Petera Seewalda odnosi się do związków homoseksualnych, aborcji oraz in-vitro. Benedykt XVI mówiąc o powyższych zjawiskach użył określenia „duchowa moc Antychrysta”.  - To bardzo ciekawe i przejmujące stwierdzenie – stwierdził ks. prof. Paweł Bortkiewicz.

- Słowa Papieża są ogromną przestrogą przed totalną zagładą, która czyha na nas niezależnie od pandemii, która w gruncie rzeczy jest mniejszym zagrożeniem dla ludzkości niż ideologie, które są naprawdę zwiastunami kultury śmierci – dodał. 

Duchowny przypomniał dlaczego według nauczania Katechizmu Kościoła Katolickiego przywoływane ideologie są tak naprawdę wypaczeniem człowieczeństwa. - Związki homoseksualne są traktowane jako wyzwolenie człowieka, eksplozja „wolnej miłości”, nieskrępowanej; przejaw bliskości relacji międzyosobowych jako coś pięknego, co jest oczywiście wypaczeniem, degradacją słowa „miłość”; to jest podejście instrumentalne do drugiego człowieka, co jest zaprzeczeniem miłości. Mamy aborcję, która jest promowana jako wyzwolenie kobiety, jako przejaw jej praw osobowych, praw wolności, co jest w gruncie rzeczy kolizją fałszywie rozumianej tzw. wolności z podstawowym prawem do życia. To jest radykalnie antyludzkie podejście. Mamy projekt in-vitro, o którym też papież Benedykt wspomina. To jest kwestia odrzucenia aktu kreacji i zastąpienia tej kreacji reprodukcją – podkreślił. 

Ks. prof. Bortkiewicz określił związki homoseksualne, aborcję i in vitro jako „nieświętą trójcę”, której cześć oddaje postmodernistyczny świat zmieniający się pod płaszczykiem haseł o nowym humanizmie, postępie, demokracji czy dobru człowieka. - Papież zwraca uwagę, że doszło do radykalnego przesilenia, które stanowi kres naszej cywilizacji – zaznaczył wykładowca.  


Read more:
http://www.pch24.pl/ks--prof--bortkiewicz--slowa-benedykta-xvi-ostrzegaja-przed-totalna-zaglada,75810,i.html#ixzz6Lda9AfeY

– To, co papież Benedykt XVI krytycznie mówi o naszych czasach: o aborcji czy pseudomałżeństwach homoseksualnych – jest bardzo trafne. Jego słowa są szczególnie ważne. Bardzo trafnie diagnozuje sytuację. Dostrzega jak bardzo świat, ale też wielu ludzi w Kościele, odchodzi od nauczania Chrystusa – mówi w rozmowie z Redakcją Informacyjną Radia Maryja ks. prof. Dariusz Oko.

 Papież-emeryt powiedział w swojej nowej biografii napisanej we współpracy z niemieckim dziennikarzem Peterem Seewaldem, że tzw. homoseksualne małżeństwa i aborcja na świecie to znak „duchowej siły Antychrysta”. Stwierdził także, że „sto lat temu każdy uznałby za absurd rozmowę o małżeństwie homoseksualnym”, a „dzisiaj ten, kto mu się sprzeciwia jest ekskomunikowany ze społeczeństwa”. To samo, jego zdaniem, odnosi się do „aborcji i tworzenia istot ludzkich w laboratorium”.

W ocenie ks. prof. Dariusza Oko, papież-emeryt „bardzo trafnie diagnozuje sytuację”. – Dostrzega jak bardzo świat, ale też wielu ludzi w Kościele odchodzi od nauczania Chrystusa. On sam jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary dokonywał olbrzymich wysiłków, żeby zachować wierność Kościoła wobec swojego wiecznego nauczania, przede wszystkim wobec Jezusa Chrystusa. To, co krytycznie mówi o naszych czasach: o aborcji czy pseudomałżeństwach homoseksualnych – jest bardzo trafne. To jedne z wielu przejawów upadku człowieka w ostatnich czasach, szczególnie po rewolucji seksualnej (…), która też jest pochodną rewolucji bolszewickiej. Widać jej straszne skutki – degradację człowieka, ateizację poprzez seksualizację. W ramach rewolucji seksualnej praktycznie wszystko wolno. To tak jakby powiedzieć ludziom, że mogą wszystko jeść i to w dowolnych ilościach – powiedział rozmówca Radia Maryja.

 Ks. prof. Dariusz Oko zwrócił uwagę, że teraz ludzie myślący bardziej według Hegla aniżeli w Jezusa – są bardzo liczni w Kościele.

 – Ci, którzy opierają się heglizmowi w Kościele mają rację i to historia potwierdzi. Heglizm jest podstawą marksizmu, a teraz także podstawą chorej ideologii w Kościele. Papież Benedykt znakomicie to widział i nas ostrzegał (…). Tak jak Rosjanie w Moskwie narzucali komunizm, marksizm, tak teraz Niemcy poprzez Brukselę narzucają genderyzm, kolejną ateistyczną ideologię. Najskuteczniej bronią się przed tym Polacy i Węgrzy (…). Historia przyzna, że to my mamy rację, a nie ateiści z Brukseli czy niemieccy imperialiści z Berlina. Głos Papieża bardzo nam w tym pomaga – zaznaczył kapłan. 

 Read more: http://www.pch24.pl/ks--prof--dariusz-oko--benedykt-xvi-ma-racje---swiat-odchodzi-od-nauczania-chrystusa,75792,i.html#ixzz6LSZTbXvO

 

Byłam ateistką przez 40 lat. Świadomie wybrałam życie bez Boga. Moje małżeństwo też było bez Boga, bez Bożego błogosławieństwa. Po latach okazało się, że bez Boga nie sposób żyć. Nie można się zakorzenić ani w życiu, ani w małżeństwie. Następuje pustka, a zamiast szczęścia doświadcza się dramatu.

Po tych trudnych latach niewiary, przypadkowo pojechałam z pielgrzymką do Włoch i u św. Michała Archanioła na górze Gargano przeżyłam gwałtowne nawrócenie. Do domu wróciłam napełniona wiarą. Początkowo mój mąż był zadziwiony moją przemianą i chociaż był niewierzący, towarzyszył mi co niedziela we Mszy św. Zamieszkaliśmy w osobnych pokojach, bym mogła przystępować do sakramentów świętych. Byłam zachwycona postawą męża i wraz z nim miałam nadzieję na rychłe jego nawrócenie. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Minęło pięć lat, a Bóg nie reagował. W końcu doszło do konfliktu między nami. Małżeństwo obumarło. Przyszły trudne rozmowy o przerwaniu tego niesakramentalnego związku, o rozstaniu się. Był to trudny i bolesny czas dla mnie. Nie wiedziałam co robić. Bałam się rozwodu. Nie wiedziałam na co mam się zgodzić? Wcześniej odmówiłam pojedynczego ślubu, a teraz po trzydziestu latach wspólnego życia nie umiałam podjąć żadnej decyzji. Nie potrafiłam zgodzić się na rozstanie i nie mogłam zgodzić się na życie bez sakramentu. Oddałam wszystko Bogu. Prosiłam o pomoc w tej sprawie.

Pewnego dnia we wrześniu znalazłam modlitwę Jana Pawła II do Świętej Rodziny z Nazaretu. Od razu wiedziałam, że za moją rodzinę, za jej uratowanie muszę się modlić do Świętej Rodziny. Patrząc na Świętą Rodzinę z Nazaretu, pomyślałam o św. Józefie. Przecież on jest patronem rodzin. To on był opiekunem Świętej Rodziny i on pomoże mi w tym trudnym czasie. Postanowiłam, że codziennie będę się modliła do Świętej Rodziny i codziennie będę odmawiała Litanię do św. Józefa. Wyznaczyłam sobie też czas trwania mojej modlitwy. Ustaliłam, że będę się modlić w tej sprawie do świąt Bożego Narodzenia. Potem Pan Bóg miał rozstrzygnąć sprawę mojego małżeństwa. Do modlitwy dołączyłam piątkowy post o chlebie i wodzie. Teraz miałam pewność, że nie jestem sama, że jest ze mną św. Józef ze swoją Rodziną. To Bóg wybrał św. Józefa na opiekuna dla Jezusa i Jego Matki. To św. Józef troszczył się o Jezusa i Maryję. Oni ufali mu we wszystkim. Święty Józef był dla Nich opoką. A więc skoro wybrałam sobie św. Józefa na opiekuna mojej rodziny, na pewno przyjdzie mi z pomocą.

Tak, jak postanowiłam, modliłam się codziennie. Był to trudny czas nie tylko w małżeństwie, ale i w domu. Brakowało pieniędzy. Zbliżało się Boże Narodzenie i perspektywa ubogich świąt. Pomyślałam, by św. Józefa prosić o finanse - przecież to on troszczył się o byt swojej Rodziny. Chociaż miałam namalowanych dużo obrazów, to brakowało kupców na nie. Niebawem do mojej pracowni przyszedł mój znajomy i zabrał z niej trzy obrazy dla swojego przyjaciela w celu zakupu ich. Ucieszyłam się tą perspektywą, ale obrazy nie zostały zakupione. Ja modliłam się nadal za małżeństwo i o zakup obrazów. Upłynęło kilka tygodni, a obrazy nie zostały zakupione. W końcu straciłam cierpliwość. Po porannej modlitwie w sposób kategoryczny powiedziałam do św. Józefa: "Święty Józefie, to ja się modlę i modlę do Ciebie, a Ty nic i nic. Już więcej do Ciebie modliła się nie będę". Po upływie pięciu godzin dostaję telefon, że wszystkie trzy obrazy zostały zakupione. Kochany św. Józef odpowiedział błyskawicznie na ten mój bunt. Zawstydziłam się sobą, ale też niezmiernie ucieszyłam się jego hojnością. Miałam mieszane uczucia. Byłam zawstydzona moją nachalnością, niecierpliwością, tym wymuszaniem mojej woli. W tym zawstydzeniu i skruszeniu pomyślałam, że nie potrzebuję naraz tak dużo pieniędzy, że połowa tego wystarczyłaby mi.

Gdy tak martwiłam się nadmiarem gotówki, Pan szybko dał mi odpowiedź na co są przeznaczone te zbędne pieniądze. Jest to suma potrzebna na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W jednej chwili zdecydowałam się na wyjazd. Jakie wielkie było moje zdziwienie, gdy wylądowałam w Ziemi Świętej w dniu święta Świętej Rodziny. Był to dla mnie znak z nieba, że Święta Rodzina ze św. Józefem przyjęli moją modlitwę. Chociaż Bóg nie przyszedł z ostatecznym rozwiązaniem mojego problemu, to wyraźnie widziałam, że jest ze mną, że On panuje nad wszystkim, że mogę Mu ufać. Ja dopełniłam mojej obietnicy, jaką dałam Bogu. Wypełniłam mój ślub. Wiedziałam, że Bóg też odpowie w swoim czasie na moją prośbę.

Minął rok i znów zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Tymczasem mój mąż zbliżył się do Boga i zapragnął pojechać do Ziemi Świętej. Zgłosiłam nasz wyjazd na pielgrzymkę. Przyszłam do organizatorki pielgrzymki, a ona zadała mi pytanie o rocznicę naszego ślubu, by w Kanie Galilejskiej odnowić przyrzeczenia ślubne. Przyznałam się, że nie mamy ślubu kościelnego, tylko kontrakt cywilny. "A więc jest to najwyższy czas, by wziąć ślub kościelny. Zapytam w Kanie Galilejskiej, czy nie udałoby się, byście wzięli tam ślub podczas pielgrzymki". Byłam zaskoczona oczywistością, z jaką mówiła "organizatorka" już nie pielgrzymki, ale naszego ślubu. Nie wiedziałam, jak mam o tym powiedzieć mężowi. Przez trzydzieści lat nie było takich rozmów między mną a mężem, a jeśli one pojawiły się po moim nawróceniu, to przecież nie chciałam brać ślubu tylko dla tradycji. Przez tych trzydzieści lat naszego związku, który był bez błogosławieństwa rodziców i błogosławieństwa Boga, nasze życie było wręcz nieznośne, niespokojne, rozdarte. Nie byliśmy wciąż otwarci na siebie. Choć mieliśmy dużo wspólnego ze sobą - podobne widzenie świata, podobny stosunek do ludzi, podobne gusty i upodobania, to jednak nie było w nas pełni. Żyliśmy w ciągłym rozdarciu, wewnętrznym rozbiciu i wzajemnym niezrozumieniu. Z byle powodu następowały podziały między nami. Łatwe odchodzenie od siebie. Żyliśmy przecież w grzechu, bez błogosławieństwa. A teraz, nagle, ktoś nie znając naszej decyzji, decyduje za nas dzwonić do Kany Galilejskiej i uzgadniać datę naszego ślubu!

Byłam tym tak bardzo zaskoczona i nieprzygotowana, że nawet nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym mężowi. Wspólnie z organizatorką podjęłyśmy decyzję o odprawieniu nowenny przed rozmową z mężem. Ona odmawiała nowennę do Bożego Miłosierdzia, ja do św. Józefa. Sprawa została oddana Bogu i św. Józefowi, patronowi rodzin. To nie w moich rękach ani w rękach mojego męża były decyzje o naszym ślubie. Były w rękach Boga. Przez dziewięć dni trwania nowenny nic nie mówiłam mężowi. Nowennę skończyłyśmy w święto Matki Bożej Miłosierdzia i w tym samym dniu mój mąż ponowił pytanie o pielgrzymkę. Dopiero wtedy powiedziałam o planowanym naszym ślubie. Prawie nie zareagował. Ja nie naciskałam. Przyszłam zapłacić za pielgrzymkę w ostatnim terminie i wtedy dowiedziałam się, że mamy ustalony termin ślubu w Kanie Galilejskiej na 30 grudnia o 8.00 rano w sobotę, w wigilię święta Świętej Rodziny. I chociaż organizatorka pielgrzymki do końca nie miała naszej decyzji, to siostra zakonna opiekująca się tym Sanktuarium Zaślubin powiedziała stanowczo, że datę ślubu należy ustalić!

Data została ustalona; papiery do wypełnienia formalności wysłane. Byłam oszołomiona tymi natychmiastowymi decyzjami, a zwłaszcza tą oczywistością. Najdziwniejsze dla mnie było to, że tą niezwykłą dla mnie, zaskakującą wiadomość, której początkowo nie umiałam przekazać mężowi, on przyjął również jako... oczywistą! Niczego nie trzeba było wyjaśniać, niczego tłumaczyć. Nagle wszystko stało się proste, a najważniejsze było to, że ani on, ani ja nie musieliśmy podejmować decyzji. Spadło to na nas z góry, z nieba, jako oczywistość! Nagle też zapanował w nas pokój, zgoda we wszystkim. Pojawiło się też pewnego rodzaju podekscytowanie, ciekawość i oczekiwanie na to, co nam przygotował Bóg. To była Jego decyzja! On tego chciał. On chciał nam pobłogosławić. On usuwał wszelkie przeszkody, jakie napotykaliśmy po drodze, byśmy w tak krótkim czasie mogli przygotować się do zawarcia sakramentalnego ślubu.

Za zgodą kanclerza, ksiądz udzielił nam potrzebnych dyspens. Przyjechaliśmy do Kany Galilejskiej. Był wczesny ranek. Wszyscy pielgrzymi - a tego dnia goście weselni - uczestniczyli w naszej radości. Pomogli mi ułożyć bukiet ślubny z tutejszych kwiatów. Nie wiedziałam, że prawdziwy bukiet ślubny z białych lilii i róż czeka na mnie w kościele. To był prezent od pielgrzymów. Ołtarz udekorowany był bukietami z białych i czerwonych goździków. Klęczniki obleczone białym materiałem; przybrane były białymi różami. Przed ołtarzem oddano mnie mężowi, jak oddaje się narzeczoną panu młodemu. Mszę św. celebrowało czterech kapłanów. Zaśpiewano hymn do Ducha Świętego. Czytana była Ewangelia św. Jana o cudzie w Kanie Galilejskiej, o przemienieniu wody w wino. Odbyła się ceremonia zaślubin, podczas której Jezus i Maryja zaznaczyli swoją żywą obecność. Byli z nami. Oni zawsze tu są. Włożyliśmy na palce złote obrączki, które przez trzydzieści lat leżały w szufladzie. Nie były poświęcone, jak nasz związek nie był pobłogosławiony. Teraz otrzymaliśmy błogosławieństwo Boga Ojca. Przy Marszu Mendelssohna uroczyście wyszliśmy z kościoła, witani entuzjastycznie okrzykami i brawami, przez pielgrzymujących Włochów. Piliśmy wszyscy wino zaraz po wyjściu z kościoła. Wina nie mogło zabraknąć! Byliśmy przecież w Kanie na weselu!

Tutaj wino jest szczególnym znakiem przemiany. Wiedziałam, że za tą przemianą wody w wino kryje się coś więcej - przemiana serca, przemiana życia. Odrodzeni, odmłodzeni i przemienieni pojechaliśmy na Górę Błogosławieństw po błogosławieństwo. To, czego nie otrzymaliśmy od rodziców, otrzymaliśmy od kapłanów. Tak jak powinny nas błogosławić ręce czworga rodziców, pobłogosławiły nas ręce czterech kapłanów. Z rąk kapłanów otrzymaliśmy błogosławieństwo od Boga Ojca. Spełniło się to, co powinno się spełnić trzydzieści lat wcześniej. W ślubnych strojach popłynęliśmy po Jeziorze Galilejskim. I tu odbyło się nasze wesele. Wszyscy tańczyliśmy. Cały dzień świętowaliśmy, chodząc w ślubnych strojach, przyjmując życzenia od spotkanych ludzi. Wieczorem, już w Nazarecie uczestniczyliśmy w procesji różańcowej ze świecami. My, jako para nowo poślubiona, odmawialiśmy dziesiątkę różańca po polsku. Cały dzień nosiłam ślubny bukiet, by na zakończenie procesji złożyć go w Grocie Zwiastowania, gdzie Archanioł Gabriel pozdrowił Maryję i oznajmił Jej, że znalazła Ona łaskę u Boga. A czy i ja nie doświadczyłam tu łaski Bożej? Czy i ja nie znalazłam łaski u Boga? Wyruszyliśmy z Groty. Wciąż wzbudzaliśmy wielki entuzjazm u ludzi. Zagrano nam walca, by wesele trwało nadal. Tańczyliśmy przed Sanktuarium na ulicach Nazaretu - w mieście Jezusa, Maryi i Józefa. Zaczynało się święto Świętej Rodziny.

Następnego roku, w pierwszą rocznicę naszego ślubu, znów pojechaliśmy do Ziemi Świętej. Tym razem była to pielgrzymka dziękczynna. W Nazarecie w kościele św. Józefa, w wigilię święta Świętej Rodziny została odprawiona dla nas Msza św. dziękczynna. W kościele tym jest duży obraz przedstawiający Świętą Rodzinę - św. Józef przy pracy, dorastający Jezus pomagający św. Józefowi i Maryja roztaczająca ciepło i zatroskanie o Rodzinę. Obraz inny niż te, do których przywykliśmy. Scena pełna zwyczajności - bez zbędnych upiększeń i idealizacji. Scena pełna codzienności - jak w każdej zwykłej rodzinie. Prawdziwy obraz zmagania się z codziennością - obraz naszego życia. I chociaż spotykają nas różne cudowne zdarzenia, to są one wplecione w naszą codzienność pełną trosk i zabiegania. Obraz ten noszę w mym sercu, by pamiętać o cudach, jakie Bóg uczynił w moim życiu, by pamiętać o Jezusie i Jego Matce obecnych na moim weselu, by pamiętać o św. Józefie, który nieustannie wstawia się u Boga za każdą rodziną, by nasze rodziny były na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu. Od tej pory św. Józef stał się patronem mojej rodziny. Zrobiłam jego figurę, która stoi na ganku przed wejściem -i św. Józef strzeże naszego domu.

Maria Bieńkowska-Kopczyńska, malarka

Boże, Ojcze Wszechmogący, bogaty w Miłosierdzie, bądź uwielbiony w tajemnicy Twojej Miłości, objawionej przez Syna w Duchu Świętym.

Panie Jezu Chryste, Zbawicielu świata. Dziękujemy Ci za Twoją ofiarną miłość, która w tajemnicy Ukrzyżowania i Zmartwychwstania stała się miłością zwycięską.

Duchu Święty, Duchu Prawdy, miłości, mocy i świadectwa, prowadź nas.

Gdy zbliża się 100. rocznica Cudu Nad Wisłą – który w sierpniu 1920 roku za przyczyną Najświętszej Maryi Panny ocalił naszą Ojczyznę i cywilizację europejską od bolszewickiego panowania - my, Pasterze Kościoła w Polsce, podobnie jak nasi Poprzednicy przybywamy na Jasną Górę. To tutaj od pokoleń uczymy się, że królowanie Chrystusa, a wraz z Nim Maryi, Królowej Polski, obejmuje w sposób szczególny również służbę Narodowi. Tutaj - na Jasnej Górze - uświadamiamy sobie wyraźniej odpowiedzialność za chrześcijańskie dziedzictwo na polskiej ziemi. Potrzebę wspólnej troski wszystkich warstw społecznych nie tylko za materialne, ale także za duchowe dobro naszej Ojczyzny.

W tym szczególnym roku dziękujemy za 100. rocznicę urodzin Św. Jana Pawła II, który dostrzegał w Maryi wzór niezawodnej nadziei ogarniającej całego człowieka. Dziękujemy również za decyzję o beatyfikacji Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który przypominał nam, że nie wystarczy patrzeć w czyste, zranione oblicze Matki, ale trzeba też, aby nasz Naród wyczytał w Jej oczach wszystko, co jest potrzebne dla odnowy polskich sumień.

Wraz z Maryją, Bogurodzicą Dziewicą, Królową Polski i Świętymi Patronami, błagamy o ratunek dla naszej Ojczyzny w jej dzisiejszym trudnym doświadczeniu.

W duchu Aktu Zawierzenia przez Biskupów Polskich sprzed 100 laty, wyznajemy „w prawdzie i pokorze, że niewdzięcznością naszą i grzechami zasłużyliśmy na Twoją karę, ale przez zasługi naszych Świętych Patronów, przez krew męczeńską przelaną dla wiary przez braci naszych, za przyczyną Królowej Korony Polskiej, Twojej Rodzicielki, a naszej ukochanej Matki Częstochowskiej, błagamy Cię, racz nam darować nasze winy”. Prosimy Cię, przebacz nam nasze grzechy przeciwko życiu, bezczeszczenie Twojej eucharystycznej Obecności, bluźnierstwa wobec Twojej Najświętszej Matki i Jej wizerunków oraz wszelki grzech niezgody. „Przemień serca nasze na wzór Twojego Boskiego Serca; przemień nas potęgą Twojej wszechmocnej łaski a z obojętnych i letnich uczyń nas gorliwymi i gorącymi, z małodusznych mężnymi i spraw, abyśmy już wszyscy odtąd trwali w wiernej służbie Twojej i nigdy Cię nie opuścili”.

Najświętsze Serce Jezusa, Tobie zawierzamy Kościół na polskiej ziemi, wszystkie jego stany i powołania: duchowieństwo, osoby życia konsekrowanego, wszystkich wiernych, którzy „Polskę stanowią” w kraju i poza jego granicami. Oddal od nas wszelką zarazę błędów i grzechów, pandemię koronawirusa, grożącą nam suszę, jak również kryzys ekonomiczny i związane z tym bezrobocie. Te nasze prośby ośmielamy się zanieść do Ciebie przez szczególne wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny, która jest naszą Przedziwną Pomocą i Obroną.

Bogurodzico Dziewico, Królowo Polski i nasza Jasnogórska Matko! Ku Tobie wznosi się dzisiaj nasza ufna modlitwa, która zespala serca wszystkich Polaków. Przyjmij godziwe pragnienia Twoich dzieci, którymi opiekowałaś się zawsze z macierzyńską troską. Twoimi jesteśmy i Twoimi pragniemy pozostać. Towarzysz nam w codziennej wędrówce naszego życia, bądź Przewodniczką, błagającą i niezwyciężoną Mocą.

Maryjo! Pragniemy w tej modlitwie przywołać solidarny Akt Zawierzenia świata, Kościoła a także naszej Ojczyzny, który w dniu 13 maja 2020 r., wypowiadał Pasterz Kościoła Portugalskiego w Fatimie. Dzisiaj zawierzamy Tobie naszą Ojczyznę i Naród, wszystkich Polaków żyjących w Ojczyźnie i na obczyźnie. Tobie zawierzamy całe nasze życie, wszystkie nasze radości i cierpienia, wszystko czym jesteśmy i co posiadamy, całą naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Uproś nam wszystkim obiecanego Ducha Świętego, aby ponownie zstąpił i odnowił oblicze tej Ziemi.

Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje!        Maryjo, Królowo Polski, módl się za nami. Amen

W sieci opublikowano świadectwo 38-letniego lekarza z Lombardii, który pracuje w jednym ze szpitali zajmujących się chorymi zakażonymi koronawirusem. Podkreśla w nim, że dzięki temu bolesnemu doświadczeniu, które obserwuje na co dzień i dużym wsparciu zakażonego kapłana, „powrócił do Boga”.

Powszechna opinia, że nawet z największego zła, Pan Bóg jest w stanie wygenerować wiele dobra, prawdopodobnie ma potwierdzenie w świadectwie Iuliana Urbana, 38-letniego lekarza z włoskiej Lombardii, który zajmuje się chorymi na COVID-19. W swoim świadectwie opublikowanym na facebookowej stronie True Love in Jesus podkreśla, że dzięki tragicznym wydarzeniom, on i jego znajomi lekarze powrócili do Boga i zerwali z ateizmem. „Codziennie szukamy pokoju, prosząc Pana, by pomógł nam się na Nim oprzeć, byśmy mogli opiekować się chorymi” – pisze lekarz.

„Nigdy w najmroczniejszych koszmarach nie wyobrażałem sobie, że mogę zobaczyć i doświadczyć tego, co dzieje się tutaj w naszym szpitalu od trzech tygodni. Koszmar płynie, rzeka staje się coraz większa” – opisuje sytuację w jednym z lombardzkich szpitali. Lekarz dodaje, że sytuacja jest już na tyle poważna, że praca personelu medycznego zaczyna sprowadzać się do roli „sortownika na taśmie”, który decyduje, kto powinien przeżyć, a kto powinien umrzeć w domu. Ta dramatyczna sytuacja na tyle wstrząsnęła 38-letnim mężczyzną, że zbliżył się do Boga.

„Jeszcze dwa tygodnie temu moi koledzy i ja byliśmy ateistami; to było normalne, ponieważ jesteśmy lekarzami i powiedziano nam, że nauka wyklucza istnienie Boga.  Zawsze śmiałem się z moich rodziców, którzy chodzili do kościoła” – pisze Iulian Urban. Wskazuje, że w jego nawróceniu dużą rolę odegrał również włoski kapłan, który trafił na oddział i pomimo złego stanu zdrowia, towarzyszył umierającym pacjentom, czytając im Pismo Święte. „Dziewięć dni temu przybył do nas 75-letni duszpasterz. Był dobrym człowiekiem, miał poważne problemy z oddychaniem, ale miał przy sobie Biblię i zrobił na nas wrażenie, gdy czytał ją umierającym i trzymał ich za rękę” – opowiada lekarz.

„Zdaliśmy sobie sprawę, że tam, gdzie człowiek nic nie może zrobić, potrzebujemy Boga i zaczęliśmy prosić Go o pomoc, kiedy mamy tylko kilka wolnych minut. Rozmawiamy ze sobą i nie możemy uwierzyć, że my, zatwardziali ateiści, codziennie szukamy pokoju, prosząc Pana” – relacjonuje Iulian Urban. Dodaje, że kapłan, który zrobił na personelu szpitala niezwykłe wrażenie, zmarł. Jednak dokonał w lekarzach głębokiej przemiany duchowej. 38 – letni nawrócony mężczyzna podkreśla, że zmarłemu księdzu udało się przynieść pokój, którego nie nikt nie był w stanie odnaleźć.

„Nie byłem w domu przez 6 dni, nie wiem, kiedy ostatni raz jadłem i zdaję sobie sprawę z mojej bezwartościowości na tej ziemi, ale chcę się poświęcić do swojego ostatniego oddechu pomaganiu innym. Cieszę się, że powróciłem do Boga, gdy otaczają mnie cierpienia i śmierć moich bliźnich” – napisał na profilu True Love in Jesus.

 
http://www.pch24.pl/niezwykle-swiadectwo-lekarza-z-lombardii--ciesze-sie--ze-powrocilem-do-boga,74814,i.html#ixzz6HVNbWhsk

Groźny dla życia koronawirus rozpowszechnił się i trzyma w garści niemal cały świat. Nie ma jeszcze szczepionki, która mogłaby powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby i wyleczyć dotkniętych zakażeniem. Politycy sięgają po wszystkie dostępne im środki w celu ochrony ludności. Ogranicza się życie publiczne i zachęca ludzi do rezygnowania, w miarę możliwości, z kontaktów społecznych. Naukowcy pracują w laboratoriach pod dużą presją, starając się znaleźć antidotum na tę złośliwą chorobę, której ofiarą padły już tysiące.

Choć tej sytuacji na pewno nie można porównać z niebezpieczeństwami i zamętem czasów wojennych, to doświadczenie bezsilności jest podobne. Nikt nie wie, czy i kiedy on sam nie zostanie dotknięty ani czy bliski mu człowiek nie znajdzie się w niebezpieczeństwie. Tak jak w czasach dżumy i cholery, nieurodzaju i klęsk głodu, doświadczamy granic naszej siły sprawczej. Każdy wie: możliwości ochrony przed zarażeniem są ograniczone. Nie ma żadnej gwarancji, że nie dotknie to właśnie mnie samego. Spędzamy czas siedząc w domu. Wielu ludzi dopada nuda, brakuje im zajęcia w pracy czy czasie wolnym.

Jednak gdy jesteśmy tak bardzo na siebie skazani, to pojawia się szansa zastanowienia się nad tym co istotne, bez odciągania naszej uwagi przez wiele rozproszeń współczesnego życia.

Człowiek wierzący wie: nasze życie jest w ręku Boga. Nie mamy na ziemi trwałej ojczyzny. Po śmierci musimy odpowiedzieć przed Bożym sądem za nasze czyny i przebieg całego życia. Zarówno w życiu jak i w śmierci możemy jednak zdać się na miłosierdzie Boga, jeżeli tylko się temu miłosierdziu polecimy.

Nawet jeżeli w obszarze medycyny robimy wszystko co w ludzkiej mocy i dzięki danemu nam przez Boga rozumowi zabiegamy o polepszenie warunków ludzkiego życia, to docieramy jednak do granic naszych możliwości. Nie wiemy kiedy, ale wiemy, że pewnego razu wybije godzina rozstania z tym światem. Apostoł Paweł miał przed oczami całą nędzę ludzkości, gdy pisał do młodej wspólnoty chrześcijan w Rzymie: „Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. [...] Stworzenie [...] zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8, 18-21). W czasie postu przed Wielkanocą złóżmy całą naszą nadzieję w Bogu. Jego Syn jest Sługą Bożym przepowiedzianym w Starym Testamencie, który „obarczył się naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści”. Dlatego wyznajemy o Jezusie: „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 4-5).

Wykorzystajmy czas w domu by zastanowić się: kim jestem? W jaki sposób mogę w życiu służyć społeczności moimi talentami? Czy kocham Boga z całego serca i całej duszy a bliźniego jak siebie samego? Czy tak w życiu jak i w śmierci pokładam nadzieję jedynie w Jezusie Chrystusie?

Przed swoim cierpieniem i śmiercią na krzyżu Pan pocieszył swoich uczniów w ich obawach i troskach słowami: „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16, 23).

Gerhard kard. Müller, Rzym

Rolnicy w Afryce obawiają się o swoją przyszłość, ponieważ ich uprawy zaatakowała potężna plaga szarańczy. To bezprecedensowa skala, która wkrótce może skutkować radykalnym zmniejszeniem zbiorów i głodem mieszkańców. Tak dużej plagi nie odnotowano na Czarnym Lądzie od 70 lat.

 

Liczba zakażeń koronawirusem na całym świecie, a także śmierci z jego powodu sprawia, że niektórzy coraz częściej myślą o tym zjawisku jako znaku przyjścia czasów ostatecznych. W tym kontekście ciekawie jawi się sytuacja w Afryce, gdzie potężna plaga szarańczy niszczy uprawy rolne i może pozbawić rolników wszelkich zbiorów i doprowadzić do klęski głodu.

 

Jak informują media, szarańcza zaatakowała różne kraje w Afryce, ale szczególnie doświadczyła Kenię, Somalię i Etiopię. Po pewnym czasie plaga szarańczy przeniosła się do innych krajów we wschodniej Afryce. Doświadczyli jej mieszkańcy Somalii, Ugandy i Tanzanii.

 

Portal twojapogoda.pl zwraca uwagę, że „szarańcza pożera to, czym rodziny rolników mają się żywić przez następne miesiące. To kukurydza, fasola, a nawet arbuzy”. „Szarańcza jest bardzo trudna do monitorowania, ponieważ potrafi bardzo szybko się przemieścić. Można ją śledzić za pomocą radarów meteorologicznych, ale nie zawsze jest to możliwe, zwłaszcza w krajach ubogich, gdzie dominują pustkowia” – czytamy.

 

„Zwykle świętowaliśmy, gdy pojawiła się szarańcza, bo to oznaczało deszcze. Jednak wiemy, że jeśli owady przetrwają dłużej niż deszcz, będziemy głodować” – powiedział w rozmowie z „Washington Post” Haphi Elema z Etiopii.

 

Portal fakt.pl informuje o skali plagi, która zmierza do południowo-zachodniej części Azji. Z danych naukowych wynika, że przeciętnie w jednym stadzie szarańczy jest ok. 150 mln owadów. Obecnie jednak w samej Kenii jest od 100 do 200 miliardów sztuk owadów, które rozprzestrzeniły się na terytorium 2,4 tys. km kw. Co ciekawe, tak potężna plaga owadów jest w stanie każdego dnia zjeść tyle samo, co wszyscy mieszkańcy Kenii, w której żyje około 50 mln osób.

 

Czy wobec wszechogarniającej świat pandemii koronawirusa oraz poważnej sytuacji w Afryce, dotkniętej plagami szarańczy, możemy już mówić o czasach ostatecznych? Warto zastanowić się nad tym pytaniem.

 

Często słyszymy pytanie: „Dlaczego Bóg czeka, dlaczego znosi tyle złości i grzechu na ziemi?” W tym pytaniu wypowiada się właściwa człowiekowi niecierpliwość, która rada by doraźnie wymierzać sprawiedliwość za każdy występek. Pan Jezus dał na nią piękną odpowiedź w przypowieści o pszenicy i kąkolu (Mt 13, 28—30). I kąkol i pszenica ma rosnąć do czasu żniwa. Bóg jest cierpliwy.

Bóg cierpliwie czeka.

Cierpliwość stanowi jeden z istotnych rysów obrazu Bożego w Piśmie św. „Panie, Boże miłosierny i łaskawy, cierpliwy i mnogiej litości” (Wj 15,1) — czytamy już na pierwszych stronicach Starego Testamentu. Pan Jezus ciągle opowiada o niewyczerpanej cierpliwości Bożej. Ojciec widzi z daleka marnotrawnego syna, musiał go więc wyglądać (Łk 15,20). Ogrodnik pozwala rosnąć nieurodzajnej fidze, okopuje ją, okłada nawozem, by wydała owoc (Łk 13,6—9).


Historia święta jest pełna przykładów Bożej cierpliwości. Bóg czeka na nawrócenie zepsutej ludzkości, zanim ukarze ją potopem (1 P 3,20). Zepsutej Niniwie zostawia czas do pokuty (Jon 3,4 i 10). Z jaką niezmordowaną cierpliwością pracuje Pan Jezus nad swoim ludem, by przyjął Ewangelię (Mt 23,37). A czymże są dzieje Kościoła i koleje każdej duszy, jeśli nie dziejami Bożej cierpliwości i wyrozumiałości? Bóg czekał na Augustyna z górą 30 lat. Małgorzatę z Kortony pociągnęła łaska po 9 latach spędzonych w grzechu.


Dlaczego Bóg jest tak cierpliwy? Bóg umie czekać, bo jest wieczny, ma czas, planuje na daleką metę. Nie potrzebuje się śpieszyć z nagrodą czy karą; ma na to całą wieczność. Bóg jest wszechmocny. Dla Boga nigdy nie jest za późno. Na gruzach najgorszego zepsucia potrafi zbudować nowe życie. „Ty, Panie mocy, sądzisz łagodnie i z wielkim pobłażaniem nami rządzisz, bo masz w pogotowiu moc, kiedy chcesz” (Mdr 12,18). Bóg jest nieskończenie mądry. Czeka, aż dojrzeje wrzód grzechu, by go gruntownie wyleczyć. Czeka do żniw, by z kąkolem nie wyrwać dobrego zboża. Bóg jest przede wszystkim Miłością. Niechętnie karze swe dzieci i nie śpieszy Mu się do tego. Zwycięstwo, jakie przy końcu łaska odnosi nad ludzkim sercem, to triumf Jego ojcowskiej dobroci. „A przeto czeka Pan, aby się zmiłować nad nami” (Iz 30, 18).


Cierpliwość Boża ma granice

Bóg cierpliwie czeka, ale nie jest dobrodusznym staruszkiem, z którym na wszystko można sobie pozwolić. Cierpliwość Boża — tak samo jak Dobroć i Miłosierdzie — jest Wielkością i Siłą Boga. Pismo św. również to podkreśla: „Pan cierpliwy i miłosierny, a oczyszczając, nie uczyni niewinnym”, tzn. win nie puszcza bezkarnie (Na 1,3). „Nie mów: zgrzeszyłem, a cóż mi się stało? Albowiem Najwyższy odpłaca powoli… Miłosierdzie bowiem i gniew prędko przybliżają się od Niego” (Syr 5,4 i 7). Przez proroka Izajasza mówi Bóg do duszy: „Iż ja milczę, a jakobym nie widział, zapomniałeś o mnie? Ja opowiem sprawiedliwość twoją i uczynki twoje nie pomogą tobie" (Iz 57, 11—12).


Wiele przykładów surowej kary Bożej potwierdza te słowa. Potop, zagłada Sodomy, ukaranie Faraona, całego narodu wybranego — to dowody, że cierpliwość Boża ma granice. Bóg cierpliwy jest przecież Bogiem sprawiedliwym i najświętszym (Rz 3,26).


O. Bernardyn Goebel OFM Cap., Przed Bogiem. Rozmyślania na wszystkie dni w roku, T. II, Kraków 1965, s 589-592.

http://www.pch24.pl/cierpliwosc-boza-ma-granice,48900,i.html#ixzz6HVPNleLW

 

 

 

 

Panie Jezu, staję przed Tobą taki jaki jestem.

Przepraszam za moje grzechy, żałuję za nie, proszą przebacz mi.

W Twoje Imię przebaczam wszystkim cokolwiek uczynili przeciwko mnie.

Wyrzekam się szatana, złych duchów i ich dzieł.

Oddaję się Tobie Panie Jezu całkowicie teraz i na wieki.

Zapraszam Cię do mojego życia, przyjmuję Cię jako mojego Pana, Boga i Odkupiciela.

Uzdrów mnie, odmień mnie, wzmocnij na ciele, duszy i umyśle.

Przybądź Panie Jezu,

Osłoń mnie Najdroższą Krwią Twoją i napełnij Swoim Duchem Świętym.

Kocham Ciebie Panie Jezu.

Dzięki Ci składam.

Pragnę podążać za Tobą każdego dnia w moim życiu.

Amen.

W czasie II wojny światowej na naszej ziemi, gdzie pojawili się Niemcy, tam wraz z nimi śmierć, aresztowania i zniszczenia. Trudno w to uwierzyć, ale na terenie jednej z mazowieckich parafii przez 6 lat hitlerowskiej okupacji nie pojawili się niemieccy żołnierze, a na dodatek nikt z mieszkańców tej parafii nie zginął podczas wojny. Wszystko to zasługa wielkiej wiary i modlitwy przez różaniec ludzi zamieszkujących parafię Garnek.

Garnek to obecnie wieś położona w województwie mazowieckim, w powiecie sokołowskim, w gminie Ceranów. Miejscowość jest położona ok. 70 kilometrów od Warszawy. W 1939 parafię Garnek zamieszkiwało blisko 7 tysięcy osób. W dniu niemieckiej agresji na Polskę proboszcz tej parafii powiedział wiernym, że jedynym ratunkiem dla Ojczyzny i dla mieszkańców okolicznych wiosek jest modlitwa.1 września przypadał pierwszy piątek miesiąca i sporo wiernych było w kościele. To do nich proboszcz skierował swoje przesłanie: „Dziś Niemcy pod wodzą Hitlera zaatakowały Polskę. Hitler to człowiek opętany przez szatana. Hitler wyrządzi straszliwe zło Polsce i całej Europie. Zginą miliony ludzi, Europa ulegnie wielkiemu zniszczeniu. Czy jest jakiś ratunek? Czy możemy uniknąć śmierci, uratować nasze domy, gospodarstwa, zakłady pracy ? Tak, jest ratunek ! Tym ratunkiem jest różaniec przed wystawionym w monstrancji Najświętszym Sakramentem ! Od dzisiaj, aż do końca wojny, (nie wiemy ile będzie trwać ta wojna), każdego dnia w naszym kościele będzie odmawiany Różaniec przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Zapraszam wszystkich każdego dnia na to nabożeństwo”.

Wojna trwała 6 lat i dokładnie tyle lat był w tym kościele codziennie odmawiany przez wiernych różaniec. Na nabożeństwa zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi. Odmawiali cząstkę Różańca (5 tajemnic). Po modlitwie różańcowej proboszcz udzielał błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.

Mieszkańcy widząc, że do ich parafii nie zawitali jeszcze hitlerowcy, a z tych,którzy poszli na front nikt nie zginął, to tym chętniej i liczniej przychodzili do kościoła, który codziennie pękał w szwach.

Z parafii Garnek zostało zmobilizowanych wielu młodych mężczyzn do wojska jeszcze przed wrześniem 1939 roku. Jedni walczyli z Niemcami, a inni z Rosjanami. Nikt z nich nie zginął na froncie - część z nich wróciła do domów po ustaniu walk, część dostała się do niewoli. Jedni byli w obozach niemieckich, inni w rosyjskich, w tym na dalekiej Syberii. I wszyscy powrócili do swoich rodzinnych domów.

Może się to wydawać nieprawdopodobne, ale o tym cudzie wiary płynącej z różańca mówił biskup Zbigniew Kraszewski.

W październiku, czyli miesiącu szczególnym jeśli chodzi o różaniec warto pamiętać, że można, a nawet trzeba modlić się nie tylko o sprawy osobiste, ale również takie jak Ojczyzna czy pokój. Przykład parafii Garnek pokazuje jak wiele można osiągnąć tą drogą.

Źródło: blogmedia24.pl/node/65038 pompejanska.rosemaria.pl/2014/02/polski-cud-rozancowy/ 


 Kościół stanął w ogniu

Z kard. Robertem Sarahem rozmawiał Włodzimierz Rędzioch
Niedziela Ogólnopolska 33/2019, str. 10-12

Włodzimierz Rędzioch
Kard. Robert Sarah

Prezentacja najnowszej książki – wywiadu pt. „Ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” jaki Nicolas Diat przeprowadził z kard. Robertem Sarahem, prefektem Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, odbyła się w Paryżu, w kościele św. Franciszka Ksawerego. Zarówno dla stolicy Francji, jak i dla całego chrześcijańskiego świata był to bardzo dramatyczny okres – tuż po pożarze katedry Notre Dame. Dlatego rozmowę z kard. Sarahem zacząłem od wspomnienia tego tragicznego wydarzenia.
O kryzysie wiary w Europie z kard. Robertem Sarahem rozmawia Włodzimierz Rędzioch

WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: – Czym była dla Eminencji wizyta w spalonej katedrze Notre Dame?

KARD. ROBERT SARAH: – Kiedy wszedłem do wnętrza zniszczonej świątyni i zadumałem się nad jej zawalonym sklepieniem, pomyślałem, że jest to niejako symbol sytuacji cywilizacji zachodniej i Kościoła w Europie. Kościół stanął w ogniu.

Co to za ogień?

Ogień, który niszczy Kościół, szczególnie w Europie, wydaje się o wiele bardziej destrukcyjny niż ten, który zniszczył katedrę Notre Dame. To ogień intelektualnego, doktrynalnego i moralnego zamieszania, to strach przed głoszeniem prawdy o Bogu i człowieku oraz przed przekazywaniem wartości moralnych i etycznych tradycji chrześcijańskiej i bronieniem ich; to utrata wiary, ducha wiary, utrata poczucia obiektywizmu wiary, a tym samym utrata wrażliwości na Boga.

Jan Paweł II w „Evangelium vitae” napisał, że „tracąc wrażliwość na Boga, traci się także wrażliwość na człowieka, jego godność i życie”, co – według Papieża – „prowadzi stopniowo do swoistego osłabienia zdolności odczuwania ożywczej i zbawczej obecności Boga”.

To prawda. Katedra Matki Bożej miała na dachu sygnaturkę, która była jak palec wyciągnięty w stronę nieba. Ta sygnaturka symbolizowała jedyną rację bytu świątyni – doprowadzić nas do Boga. Kościół, który nie jest zorientowany na Boga, jest Kościołem, który się wali i umiera. Wieża katedry w Paryżu zawaliła się – to nie przypadek! Notre Dame z Paryża symbolizuje cały Zachód, który odwracając się od Boga, wali się.

Dlaczego Eminencję tak bardzo niepokoi kryzys na Zachodzie?

Moje bicie na alarm jest wyrazem miłości i współczucia dla Europy i Zachodu. Zachód, który wyrzeka się swojej wiary, historii, chrześcijańskich korzeni, skazuje się na odrzucenie i śmierć. Podobnie jak w czasach upadku Rzymu, dzisiejsze elity troszczą się wyłącznie o powiększenie własnego bogactwa, a narody są „znieczulane” przez coraz bardziej wulgarne rozrywki. Więc ja, jako biskup, muszę mówić, że zagraża nam ogień nowego barbarzyństwa!

A kim są współcześni barbarzyńcy?

Barbarzyńcami są ci, którzy nienawidzą ludzkiej natury i szydzą z sacrum. Barbarzyńcy to ci, którzy pogardzają życiem i manipulują nim. Kraj, który przywłaszcza sobie prawo do życia i śmierci najmniejszych i najsłabszych, który pozwala na mordowanie nienarodzonych dzieci w łonie matki, idzie w kierunku barbarzyństwa! Zachód jest zaślepiony pragnieniem bogactwa. A tymczasem w ciszy trwa tragedia aborcji i eutanazji, pornografia i ideologia gender zadają rany i niszczą dzieci i młodzież. Niestety, przyzwyczailiśmy się już do tego barbarzyństwa!

Podważając istnienie Boga, redukując człowieka jedynie do jego wymiaru horyzontalnego, ziemskiego, podważyliśmy fundamenty ludzkiej cywilizacji...

Jeśli Bóg traci swoje centralne miejsce w życiu człowieka, to i człowiek traci należne mu miejsce wśród stworzenia i w relacjach z innymi. Odrzucenie Boga zamyka nas w nowym totalitaryzmie – totalitaryzmie relatywizmu, który nie uznaje żadnego innego prawa poza własną przyjemnością i korzyścią. Musimy zerwać łańcuchy, które ta nowa ideologia totalitarna próbuje na nas nałożyć! Odmawianie Bogu możliwości wejścia we wszystkie aspekty ludzkiego życia jest równoznaczne ze skazaniem człowieka na samotność. Staje się on odizolowaną istotą, bez korzeni i przeznaczenia. Wędruje po świecie jak koczownik niezdający sobie sprawy z tego, że jest synem i dziedzicem Ojca, który stworzył go z miłości i zaprasza do podzielenia się z Nim wiecznym szczęściem.

Czy kryzysem duchowym dotknięty jest tylko Zachód?

Kryzys duchowy dotyczy całego świata, ale ma swoje źródło w Europie. Odrzucenie Boga narodziło się w świadomości Zachodu. Duchowy upadek ma więc cechy czysto zachodnie. Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na zjawisko odrzucenia ojcostwa (Boga). Przekonano współczesnego człowieka, że aby być wolnym, nie trzeba być zależnym od nikogo. Jest to tragiczny błąd, gdyż każdy cywilizowany człowiek jest dziedzicem – otrzymuje historię, kulturę, rodzinę, język, religię, wiarę, tradycję, ojczyznę. I to odróżnia go od barbarzyńcy. Ponieważ współczesny człowiek nie chce być dziedzicem, skazuje się na „piekło” liberalnej globalizacji.

Jakie są konsekwencje tej odmowy dziedzictwa, odmowy ojcostwa Boga?

Otrzymujemy od Boga naszą naturę jako mężczyzna i kobieta. Ale słowa Biblii: „Stworzył wie?c Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27), stają się nie do zniesienia dla ducha naszych czasów. Ideologia gender jest odmową otrzymania od Boga natury seksualnej. Niektórzy na Zachodzie buntują się i walczą z Bogiem, sprzeciwiają się Stwórcy i Ojcu, a prawo naturalne jest brutalnie odrzucane i zwalczane przez współczesną filozofię.

Są ludzie, którzy twierdzą, że Kościół katolicki już się zestarzał, przestał być wiarygodny, więc trzeba go zmienić, dostosować do naszych czasów. Czy potrzeba nam „nowego” Kościoła?

Rzeczywiście, ludzie mówią, że celibat kapłański jest zbyt trudny w naszych czasach, więc należy go uczynić prywatnym wyborem. Moralne nauczanie Ewangelii wydaje się zbyt wymagające, więc trzeba je „rozwodnić” w relatywizmie i permisywizmie, a lepiej jest się zająć problemami społecznymi. Doktryna katolicka jest źle postrzegana w mediach – trzeba więc ją zmienić, dostosować do mentalności i moralnych perwersji naszych czasów. Radzą nam, byśmy się dostosowali do nowej, globalnej etyki promowanej przez ONZ i do ideologii gender. Ale nikt wierzący nie jest zainteresowany takim Kościołem!
Kościół interesuje ludzi, jeżeli pozwala im spotkać się z Jezusem. Jest użyteczny, gdy staje się „drzwiami”, które prowadzą w głąb Boskiej tajemnicy, i pozwala nam spotkać Boga twarzą w twarz, jeżeli głosi nam objawienie. Gdy Kościół jest przeciążony ludzkimi strukturami, uniemożliwia promieniowanie Bożego blasku.

Co musimy zrobić, aby wyjść z kryzysu, który dotyka Kościół?

Musimy upaść na kolana! Najważniejsze jest ponowne odnalezienie znaczenia adoracji! Utrata sensu adoracji Boga jest źródłem wszystkich kryzysów, które nękają dzisiaj świat i Kościół. Świat umiera, bo brakuje czcicieli Boga! Odzyskamy poczucie godności osoby ludzkiej, gdy uznamy transcendencję Bożą. Człowiek jest wielki i osiąga swą najwyższą godność tylko wtedy, gdy klęczy przed Bogiem. Człowiek na kolanach wstrząsa dumą Szatana!
Aby ludzie adorowali Boga, kapłani i biskupi muszą być Jego pierwszymi czcicielami. Są wezwani, aby trwać nieustannie przed Bogiem. Ich istnienie ma się stać nieustanną i wytrwałą modlitwą. Niestety, nie jest rzadkością, że biskupi i kapłani zaniedbują kult Boży, koncentrują się bardziej na sobie i ludzkich rezultatach swej posługi. Nie znajdują czasu dla Boga, ponieważ stracili poczucie Boga. Jestem przekonany, że w sercu kryzysu Kościoła jest kryzys życia kapłańskiego. Kapłani zostali pozbawieni swej prawdziwej tożsamości. Przekonano ich, że muszą być biznesmenami, ludźmi aktywnymi, skutecznymi i wszechobecnymi. A kapłan powinien być w zasadzie kontynuacją wśród nas obecności Chrystusa. Powinno się go definiować nie przez to, co robi, ale przez to, kim jest: „Ipse Christus” – samym Chrystusem.

A co z kryzysem seksualnych nadużyć wobec nieletnich?

Odkrycie licznych nadużyć seksualnych kapłanów wobec nieletnich ujawnia głęboki kryzys duchowy. Oczywiście, istnieją czynniki społeczne: kryzys lat 60. ubiegłego wieku i erotyzacja społeczeństwa miały wpływ również na Kościół. Jak ostatnio powiedział Benedykt XVI, korzenie tego kryzysu są duchowe. Ostatecznym powodem nadużyć lub życia moralnego niezgodnego z celibatem kapłańskim jest brak Boga w życiu kapłanów. Takie fakty są możliwe tylko wtedy, gdy wiara nie określa już działań człowieka. Jak przypomina nam Benedykt XVI, „ważne jest, aby zrozumieć, że stałą i żywą podstawą naszego celibatu jest Eucharystia (...). Celibat jest oczekiwaniem, które jest możliwe dzięki łasce Pana «przyciągającej» nas do Niego, do świata zmartwychwstania”. Wymaga to jednak ciągłego życia w intymnej modlitwie.

Poświęcił Eminencja swoją książkę właśnie kapłanom. Dlaczego?

Ponieważ wiem, że cierpią. Wielu czuje się porzuconymi. My, biskupi, ponosimy wielką odpowiedzialność za kryzys kapłaństwa. Czy byliśmy dla kapłanów ojcami? Czy słuchaliśmy ich, rozumieliśmy, kierowaliśmy nimi? Czy byliśmy dla nich przykładem? Diecezje często stają się strukturami administracyjnymi. Mnożą się spotkania, konferencje, komisje, podróże. Ale biskup powinien być przede wszystkim wzorem kapłaństwa. Miejsce księdza jest na krzyżu. Kiedy celebruje Mszę św., jest u źródła całego swojego życia, tzn. na krzyżu. Celibat jest jednym z konkretnych sposobów, w jaki możemy przeżywać tajemnicę krzyża w naszym życiu. Celibat „wpisuje” krzyż w nasze ciało. Dlatego dla współczesnego świata celibat jest czymś nie do zniesienia. Celibat kapłana jest skandalem dla współczesnych, tak jak skandalem jest krzyż.
W tej książce chciałem dodać odwagi kapłanom i powiedzieć im: Kochajcie swoje kapłaństwo! Bądźcie dumni z bycia ukrzyżowanymi z Chrystusem! Nie bójcie się nienawiści świata! Chciałem wyrazić moją sympatię, jako ojca i brata, kapłanom na całym świecie, często pracującym w cieniu i zapomnianym, którymi społeczeństwo nierzadko pogardza. Chciałem im powiedzieć: Jeżeli będziecie wierni obietnicom waszych święceń, możecie wstrząsnąć mocami tego świata.

Mówił Ksiądz Kardynał o kryzysie kapłaństwa. Ale mamy również do czynienia z kryzysem doktrynalnym, który stwarza podziały w Kościele...

Myślę, że doktryna katolicka otrzymana od Apostołów jest jedynym solidnym fundamentem. Jeśli każdy będzie bronił swojej opinii, tez teologicznych, nowości lub podejścia duszpasterskiego, które zaprzecza wymaganiom Ewangelii i Magisterium Kościoła, to podziały będą się szerzyć wszędzie. Jedność wiary zakłada jedność Magisterium w przestrzeni i czasie. Kiedy jest nam dane nowe nauczanie, zawsze należy je interpretować zgodnie z poprzednim. Jeśli wprowadzamy „pęknięcia” i rewolucje, łamiemy jedność, która utrzymywała Kościół święty przez wieki. Nie oznacza to, że jesteśmy skazani na „skamienienie”, jednak każda ewolucja musi być lepszym zrozumieniem i pogłębieniem przeszłości. Hermeneutyka reformy w ciągłości, której Benedykt XVI tak jasno nauczał, jest warunkiem sine qua non – koniecznym, nieodzownym – jedności. Ci, którzy ogłaszają z krzykiem zerwanie z przeszłością, są fałszywymi prorokami!

Problemem jest też to, że katolicy nie znają już prawdziwej doktryny...

Brak znajomości katechizmu prowadzi wielu chrześcijan do „rozmycia” prawd wiary lub do synkretyzmu religijnego. Chciałbym wezwać chrześcijan, aby doceniali dogmaty wiary i kochali katechizm. Nie możemy deklarować się jako wierzący i żyć jak ateiści. Wiara powinna oświecać całe nasze życie rodzinne, zawodowe, kulturalne, a nie tylko nasze życie duchowe. Na Zachodzie widzimy, że tolerancja lub sekularyzm narzucają formę schizofrenii między życiem prywatnym i publicznym. Wiara powinna mieć miejsce w debacie publicznej. Musimy mówić o Bogu – nie narzucać Go, ale ujawniać i proponować. Bóg jest niezbędnym światłem dla człowieka.

Często mówimy o potrzebie reformy Kościoła. Jakie reformy należałoby przeprowadzić?

Przede wszystkim musimy dokonać „reformy” naszych serc. Polega ona na tym, abyśmy nie szli na układy z kłamstwami „płynnego” ateizmu. Wiara jest równocześnie skarbem, którego powinniśmy bronić, i siłą, która pozwala nam jej bronić. Musimy stworzyć przestrzenie, gdzie będziemy mogli oddychać zdrowym powietrzem, gdzie po prostu będzie możliwe życie chrześcijańskie. Nasze wspólnoty muszą umieścić Boga w centrum! W centrum naszego życia, myśli, działania, naszej liturgii i naszych katedr. Gdy zalewa nas lawina kłamstw, musimy znaleźć miejsca, gdzie prawda jest nie tylko głoszona, ale i przeżywana. Musimy po prostu żyć Ewangelią.
Wiara jest jak ogień – święty ogień! Niech ogrzewa nasze serca w ten czas „zimy” Zachodu. Kiedy ogień pali się w ciemnościach nocy, ludzie stopniowo gromadzą się wokół niego. Ja mam taką nadzieję... 

Z życia wzięte

Przeciętny ateista zapytany o to, czy wierzy, że istniał ktoś taki jak Aleksander Wielki, ze zdziwieniem albo rozbawieniem odpowie, że Aleksander Wielki to postać historyczna i nie ma najmniejszego powodu, by w jego istnienie wątpić. Co ciekawe, ta sama osoba będzie próbowała nam wmówić, że to, co wiadomo o Chrystusie, jest tylko kwestią wiary i nic pewnego nie da się na ten temat powiedzieć. Tymczasem relacje dotyczące życia i nauk Jezusa oraz samego aktu zmartwychwstania zostały spisane przez ewangelistów w czasach, gdy żyli naoczni świadkowie męki. Natomiast wszystko to, co wiadomo o Aleksandrze Wielkim, pochodzi z pism, z których najwcześniejsze datowane są na czterysta lat po jego śmierci! Podobnie sprawa ma się z cudami. Wszyscy słyszeliśmy opowieści o różnych cudach, których Bóg dokonywał za wstawiennictwem świętych lub Maryi. Jednak ateiści nie traktują ich poważnie i w każdej z tych historii doszukują się oszustwa bądź naturalnego wyzdrowienia. Pośród wielu cudów jest jeden szczególny:

W 1637 roku w Hiszpanii Miguel Juan Pellicer, dwudziestoletni ubogi Aragończyk, wracał z pracy w polu. Zasnął i spadł z muła pod koło wozu, które zmiażdżyło mu nogę. W otwarte złamanie wdała się gangrena i po nieudanych próbach leczenia amputowano mu nogę poniżej kolana. Nieszczęsny młodzieniec od tej pory mógł zarabiać na życie jedynie żebraniem. Najpierw prosił o jałmużnę w Saragossie, gdzie wykonano amputację, potem wrócił do rodzinnej Calandy. Przez cały czas modlił się żarliwie do Matki Bożej z Pilar, patronki Hiszpanii. Jego modlitwy zostały wysłuchane i za wstawiennictwem Najświętszej Panienki dwa i pół roku po amputacji, podczas gdy spał, noga została mu cudownie zwrócona. Ponieważ po amputacji Pellicer prosił o jałmużnę, pokazując nie całkiem zagojoną ranę na kikucie, setki świadków zarówno z Saragossy, jak i z jego rodzinnej Calandy mogło zaświadczyć o tym, że stał się cud. Sprawą zainteresowali się przedstawiciele Kościoła katolickiego oraz urzędnicy królewscy. W Saragossie odbył się proces. Przesłuchano wielu świadków, w tym chirurgów, którzy operowali młodzieńca, oraz jego rodzinę i sąsiadów. Wszyscy bez żadnego wahania zeznawali, że odzyskał on nogę. Do dziś dnia zachowały się dokumenty, sporządzone zarówno przez dostojników Kościoła, jak i przez przedstawicieli świeckiej władzy królewskiej, potwierdzające prawdziwość zdarzenia.

Ten cud zasługuje na szczególną uwagę. Przede wszystkim dlatego, że został bardzo dokładnie opisany, a dokumenty ze wspomnianego procesu zachowały się do dzisiaj. Jak można się z nich dowiedzieć, Pellicer po cudownym odzyskaniu nogi natychmiast udał się wraz z rodziną i innymi osobami do pobliskiego kościoła, żeby podziękować Przenajświętszej Panience za wstawiennictwo. Idąc tam, musiał podpierać się na kuli, gdyż noga nie była w pełni sprawna: palce były przykurczone, mięśnie w zaniku, a skóra była sina. Dlaczego? Ponieważ utracona kończyna nie została stworzona de novo – Pellicer odzyskał swoją własną nogę! Do tej pory spoczywała ona zakopana w ziemi obok szpitala, w którym ją amputowano – w odległości około stu kilometrów od jego domu! Na cudownie zwróconej mu kończynie były ślady po zębach psa, który ugryzł go w dzieciństwie. Oczywiście, szukano kończyny w miejscu jej zakopania, jednak bezskutecznie (L. Mucha, Chirurdzy. Opowieści prawdziwe, Kraków 2018, s. 53–57).

 

 

 

https://youtu.be/pU2uY_3qHbA 

 

 

Owi dwaj aniołowie przybyli do Sodomy wieczorem, kiedy to Lot siedział w bramie Sodomy. Gdy Lot ich ujrzał, wyszedł naprzeciw nich i oddawszy im pokłon do ziemi rzekł: «Raczcie, panowie moi, zajść do domu sługi waszego na nocleg; obmyjcie sobie nogi. a rano pójdziecie w dalszą drogę». Ale oni mu rzekli: «Nie! Spędzimy noc na dworze». Gdy on usilnie ich prosił, zgodzili się i weszli do jego domu. On zaś przygotował wieczerzę, poleciwszy upiec chleba przaśnego. I posilili się. Zanim jeszcze udali się na spoczynek, mieszkający w Sodomie mężczyźni, młodzi i starzy, ze wszystkich stron miasta, otoczyli dom, wywołali Lota i rzekli do niego: «Gdzie tu są ci ludzie, którzy przyszli do ciebie tego wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi poswawolić!» Lot, który wyszedł do nich do wejścia, zaryglowawszy za sobą drzwi, rzekł im: «Bracia moi, proszę was, nie dopuszczajcie się tego występku! Mam dwie córki, które jeszcze nie żyły z mężczyzną, pozwólcie, że je wyprowadzę do was; postąpicie z nimi, jak się wam podoba, bylebyście tym ludziom niczego nie czynili, bo przecież są oni pod moim dachem!»Ale oni krzyknęli: «Odejdź precz!» I mówili: «Sam jest tu przybyszem i śmie nami rządzić! Jeszcze gorzej z tobą możemy postąpić niż z nimi!» I rzucili się gwałtownie na tego męża, na Lota, inni zaś przybliżyli się, aby wyważyć drzwi. Wtedy ci dwaj mężowie, wsunąwszy ręce, przyciągnęli Lota ku sobie do wnętrza domu i zaryglowali drzwi. Tych zaś mężczyzn u drzwi domu, młodych i starych porazili ślepotą. Toteż na próżno usiłowali oni odnaleźć wejście. A potem ci dwaj mężowie rzekli do Lota: «Kogokolwiek jeszcze masz w tym mieście, zięcia, synów i córki oraz wszystkich bliskich, wyprowadź stąd. Mamy bowiem zamiar zniszczyć to miasto, ponieważ oskarżenie przeciw niemu do Pana tak się wzmogło, że Pan posłał nas, aby je zniszczyć». Wyszedł więc Lot, aby powiedzieć tym, którzy jako [przyszli] zięciowie mieli wziąć jego córki za żony: «Chodźcie, wyjdźcie z tego miasta, bo Pan ma je zniszczyć!» Oni jednak myśleli, że on żartuje. Gdy już zaczynało świtać, aniołowie przynaglali Lota, mówiąc: «Prędzej, weź żonę i córki, które są przy tobie, abyś nie zginął z winy tego miasta».                         Rdz.19,1-15

 

 

GDZIE SZATAN NIE MIESZKA

Pewien młodzieniec, chcąc się dowiedzieć, gdzie mieszka szatan, wędrował w tym celu po świecie i odwiedzał różnych ludzi. Pewnego dnia spotkał światłego mędrca i spytał go:– Powiedz mi, mężu, gdzie mieszka szatan?– Szatan mieszka tam – odpowiedział światły mąż – gdzie zbrodniarz odnosi zwycięstwo nad mężem sprawiedliwym, kłamca nad mężem prawdomównym, a głupiec nad mędrcem.Młodzieniec podziękował za odpowiedź i dalej wędrował po świecie. Idąc drogą, spotkał starca i spytał go:– Powiedz mi, starcze, gdzie mieszka szatan?– Szatan mieszka wszędzie tam – odparł starzec – gdzie mąż sprawiedliwy, odniósłszy zwycięstwo nad zbrodniarzem, sam staje się zbrodniarzem; gdzie mąż prawdomówny, odniósłszy zwycięstwo nad kłamcą, sam staje się kłamcą; gdzie mędrzec, zwyciężywszy głupca, sam staje się głupcem.Młodzieniec podziękował za odpowiedź i dalej wędrował po świecie. Idąc drogą, spotkał niewiastę i spytał ją:– Powiedz mi, niewiasto, gdzie mieszka szatan?– Szatan mieszka wszędzie tam, gdzie zbrodniarz odnosi zwycięstwo nad zbrodniarzem, kłamca nad kłamcą, a głupiec nad głupcem.Młodzieniec podziękował za odpowiedź i dalej wędrował po świecie. Idąc drogą, spotkał ojca Franciszka. Pocałował go w rękę i spytał:– Powiedz mi, dobry ojcze Franciszku, gdzie mieszka szatan?– Nierozsądnie mnie pytasz, synu – odparł dobry ojciec Franciszek. Spytaj mnie raczej, gdzie szatan nie mieszka...– Słusznie powiedziałeś, ojcze – odparł młodzieniec. Wyjaw mi zatem, gdzie szatan nie mieszka...– Wszędzie tam, gdzie człowiek odnosi zwycięstwo nad samym sobą – odparł bez namysłu ojciec Franciszek i oddalił się.Młodzieniec stał z otwartymi ustami, pełen podziwu i wdzięczności dla Biedaczyny, albowiem dzięki jego odpowiedzi wzbogacił się o wielką mądrość (R. Brandstaetter, Inne kwiatki świętego Franciszka z Asyżu)

Z życia wzięte

„Zbliżała się Wielkanoc, pojechałem do domu. Przyjechałem w samej końcówce Wielkiego Postu, były jeszcze rekolekcje wielkopostne, ostatni dzień. Mama mówi:

–Synu, są rekolekcje, trzeba iść.

–Dobrze.

–Synu, trzeba byłoby do spowiedzi, bo wiesz, nasza wiara mówi, że raz, koło Wielkiej Nocy, trzeba iść, to są Święta Wielkanocne, pięknie trzeba je przeżyć, a co to są za święta bez spowiedzi!

–Mamuś, ty jesteś kochana, ale ja nikogo nie zamordowałem, nie zgwałciłem, nie okradłem. Ja nie mam grzechów!

–O, to pięknie! Jak wrócę do domu, wezmę twoje zdjęcie, oprawię w ramkę, powieszę na ścianie i będę się do ciebie modliła! Bo wiesz, jak ktoś nie ma żadnych grzechów, to jest święty, a przez świętego można się modlić do Pana Boga!

(...) W kościele było piękne kazanie. Wtedy jeszcze był taki styl, że ksiądz mocno grzmiał, krzyczał, straszył piekłem, ogniem i siarką. Zrobiło to na mnie wrażenie, nie na tyle jednak, oczywiście, żebym poszedł do spowiedzi. Wychodzimy, otwieram mamie drzwi auta, a ona mówi, że nie jedzie, bo postanowiła sobie, że jeśli ja nie pójdę do spowiedzi, to ona będzie zadośćczynić i pójdzie do domu na piechotę. Zdenerwowałem się:

–Czyś ty zgłupiała?! Absolutnie! Masz chore serce! To jest piętnaście kilometrów!!!

–Ja tak postanowiłam.

(...) Zły, jak nie wiem co, pomyślałem:

–Pójdę do tej spowiedzi, powiem byle co, żeby się mama odczepiła.

Księża już dawno na plebanii, proboszcz zamyka kościół, a ja go pytam, czy mógłby mnie jeszcze wyspowiadać. A on do mnie:

–To wy nie wiecie, kiedy się trzeba spowiadać?! Rekolekcjoniści czekają tam na kolację, a ty (...)?! – Dobrze, chodź!

Otworzył znów kościół usiadł w konfesjonale, ja ukląkłem i recytuję:

–Ostatni raz u spowiedzi świętej byłem osiem lat temu... – urwałem i czekam (...) Po takim początku spodziewałem się: «Ty gnojku jeden, to coś ty robił, gdzieś ty chodził!» – ale niczego takiego nie usłyszałem. Więc mówię dalej, że do kościoła nie chodziłem w ogóle. (...) Wymęczyłem jakoś te grzechy, które pamiętałem, może cztery minuty mi to zajęło, zamilkłem i czekam. A ten mówi mi na to:

–Za pokutę odmów sobie teraz różaniec! – i słyszę pukanie.

I poszedł. Ja jeszcze nie zdążyłem się przeżegnać, a jego już w konfesjonale nie było! Śpieszyło mu się. Rozglądam się za nim, a on już przy drzwiach, czeka, żeby zamknąć. Jaki ja byłem zły! Mówię sobie:

–To ma być spowiedź?? Jak on mnie tak potraktował, to nie ma dla mnie miejsca w Kościele!

Z takim nastawieniem przechodziłem przez bramę kościoła. I jak wsiadłem do samochodu, to już wszyscy wiedzieli, że ja rzeczywiście byłem u spowiedzi. Buźka uśmiechnięta, nagle radość – i sam się sobie dziwiłem, co się stało przez te siedemdziesiąt metrów, że mnie to wszystko odpuściło. Jadąc w samochodzie, myślałem sobie:

–Niewiele wiem, ale jedno wiem na pewno: muszę być na rezurekcji!

Mama była zdziwiona, że chcę, ale pojechaliśmy. Ciągnęło mnie do kościoła. Mały, drewniany kościółek, ludzi dużo (...).

Stoję, patrzę na ludzi, przy grobie Pana Jezusa stała straż (...). Ale tak naprawdę zrozumiałem, co się dzieje, dopiero kiedy Ewangelia zaczęła być czytana. Ewangelia o pustym grobie. Ja słuchałem i zacząłem to sobie wyobrażać. Widziałem ten grób, widziałem ten kamień, jak on jest odsunięty – i jak do tego grobu wpadają promienie słońca. I nagle to mi się skojarzyło z moim życiem, ze mną: że ja jestem tym gościem, który przez wszystkie te lata leżał w tym grobie. I właśnie po tej byle jakiej spowiedzi został usunięty kamień z grobu. I do tego mojego grobu zajrzało światło. I byłem TAK SZCZĘŚLIWY, TAK RADOSNY z tego powodu, że trudno to opisać.

Dopiero później uświadomiłem sobie, że to była taka moja mała góra Tabor, na której dotykałem żywego, przebóstwionego Chrystusa. I od tej pory ja już wiedziałem, że koniecznie muszę iść w tę stronę, że nie mogę już dłużej tak sobie stać z boku.

Powiedziałem Bogu:

–Panie Boże, jeśli to jest To, to znaczy, że zdaję maturę i idę na księdza!

Zacząłem chodzić do kościoła i chyba wtedy po raz pierwszy wziąłem się poważnie do czytania Pisma Świętego, od dechy do dechy, usiadłem i czytałem, od początku. I Pan Bóg dał mi zobaczyć piękne rzeczy, w Księdze Rodzaju, Wyjścia, ja zobaczyłem tam siebie – to, jak jestem tym Narodem Wybranym, tym, który odchodzi, przychodzi, oszukuje, okłamuje Pana Boga, kupczy z Nim – a Pan Bóg mnie wyprowadza z niewoli. Byłem pewien, że chcę być księdzem. Matura to miał być taki egzamin, dowód, że to jest TO” (K. Tyberski, S. Szefer, Mój brat morderca, Kraków 2017, s. 63–67).

 

 

 

 

 

Fiord pogrążony był w głębokiej ciszy arktycznej. Woda pluskała lekko na plaży. Rybak Hans, w ciepłym pachnącym drewnem domu, wiązał oczka sieci szykując się na nadchodzący sezon połowów. Był sam w pobliżu kominka. Jego ukochana żona Ingrid spoczywała na małym cmentarzu przy kościele. Nagle dały się słyszeć radosne śmiechy. W otwartych drzwiach stanęła jego ukochana córka Guendalina trzymając za rękę braciszka Eryka.

–Guendalino, masz teraz wakacje. Może zajmiesz moje miejsce i zaczniesz wiązać oczka sieci na nowy połów, ja tymczasem pójdę naprawić łódź.

–Dobrze, tatusiu!

Godziny mijały. Guendalina pracowała wytrwale, oczko po oczku, węzeł po węźle. Ale dni płynęły jeden za drugim. Sznurek był chropowaty, a apretura powodująca nieprzemakalność była szorstka, ręce bolały. Małe koleżanki wołały od drzwi:

–Guendalino, chodź pobawić się z nami!

Oczka rozluźniły się coraz bardziej, węzły były coraz słabsze, sznurek coraz mniej wytrzymały. Nadeszła wiosna. Fiord rozświetlił się pierwszymi promieniami słońca. Zaczęły się połowy. Dumny z pracy swej ukochanej córki Hans-rybak załadował swoją nową sieć na starą, wierną łódź.

–Chodź ze mną, mały Eryku, na nasz pierwszy połów.

Uradowany chłopczyk wskoczył na pokład. Łódź spłynęła na wodę. Sieć zagłębiła się w zielonawo niebieskich falach. Eryk klaskał w ręce widząc, jak srebrzyste ryby wskakiwały do sieci.

–Cudowny połów! Pomóż mi wyciągnąć sieci, synku!

Eryk ciągnął, ciągnął ze wszystkich sił. Ale zwyciężony ciężarem, wpadł do wody w sam środek sieci.

–To nic – pomyślał ojciec szybko wciągając sieć do łodzi. – Moja sieć jest mocna! To moja Guendalina zrobiła ją swymi rękoma. Wyciągnę Eryka razem z rybami. Sieć wyszła z wody lekka. Pośrodku miała wielką dziurę. Źle powiązane węzły rozluźniły się. Oczka otwarły się. A mały Eryk spoczywał na dnie fiordu.

–Ach! Gdybym każde oczko wiązała z miłością! – płakała Guendalina (Bruno Ferrero, 365 krótkich opowiadań dla ducha, s. 415n, Warszawa 2009).

http://cudajezusa.pl/protestant-biblista-taki-autorytet-przechodzi-do-kosciola-katolickiego-po-tylu-latach-dlaczego-bo-w-domu-najlepiej-logiczne-da-sie-jezusa-wytlumaczyc-choc-troche/

Mój mąż widzi Jezusa

Wszystko potoczyło się szybko. Od zmywania podłogi w przedświątecznych porządkach oderwał mnie telefon Szymka 10 lat, który razem z Robertem pojechał kupić choinkę: Mamo, tato się źle poczuł. Zadzwoniłem po karetkę.

Jola Drozd kazała synowi wsiąść do samochodu i poczekać na nią.

- Na miejsce przywiózł mnie Marek z Domowego Kościoła. Kiedy dojechałam i weszłam do karetki, Robert, podłączony już do tlenu, ostatkiem sił zareagował na mój głos i dotknięcie ramienia. To była chwila naszego ostatniego, jeszcze świadomego spotkania na ziemi. Potem w szpitalu przyniesiono mi porozcinaną odzież Roberta. Wiedziałam, że nie jest dobrze – opowiada.

W lewej ręce różaniec, a w drugiej telefon i SMS-y do wspólnoty z prośbą o modlitwę. Jeden SMS uruchomił lawinę zapewnień o modlitewnym wsparciu, które nie ustawało przez cały czas pobytu Roberta w szpitalu, do pogrzebu, a nawet do dziś.

– Co chwilę słyszałam sygnał telefonu. W dalszym ciągu kojarzy mi się bardzo ciepło. Do modlitwy ciągle dołączają nowe osoby z Domowego Kościoła, znajomi znajomych, inne wspólnoty, zakony, ludzie, którzy nigdy nas osobiście nie znali, z całej Polski i z zagranicy. W naszej intencji zostało odprawionych wiele Mszy świętych – mówi Jola.

Postawiono diagnozę. Jola wysłała drugiego SMS-a: „Sprawa jest bardzo poważna. Obfite krwawienie wewnątrzczaszkowe. Trudna decyzja lekarzy – operacja jest utrudniona z powodu zaburzonej krzepliwości krwi, ale konieczna. Potrzeba nam i lekarzom dużo modlitwy. Dziękujemy. Jola Drozd”. Była godz. 13.56.

– Nie wiem, jak radzą sobie z takim doświadczeniem ludzie niewierzący, będący poza Kościołem. Dla mnie siła modlitwy żywego Kościoła była ogromna. Jedni zamawiali Msze, organizowali czuwania, inni podsunęli myśl o przyjęciu sakramentu namaszczenia chorych. Samemu nie ma czasu myśleć, nie ma siły się modlić – opowiada Jola. 21 grudnia 2013 r., godz. 21.55 – kolejny SMS: „Kochani! Dziękujemy Wam za modlitwę – niesie nas ona w tym trudnym doświadczeniu i pokornie prosimy o dalszą. Stan Roberta jest bardzo poważny. Duży obrzęk mózgu po obszernym wylewie. Przyjął sakrament chorych. Dalej będzie to, co Bóg ma w swoich planach. Prosimy o modlitwę o mądrość dla lekarzy, o uzdrowienie dla mojego Męża i siłę dla naszych dzieci i dla mnie. Jola”. Potem były jeszcze 4 dni. Robert był cały czas nieprzytomny. Aparatura utrzymywała go przy życiu. Serce wspomagane lekami pracowało coraz słabiej. – W tym wszystkim nerka, przeszczepiona 14 lat wcześniej, jako odpowiedź na moje modlitwy w Lourdes, pracowała bez zarzutu do ostatniej chwili. Ku zdumieniu lekarzy. Widziałam w tym dowód, że cuda Bożej łaski są nieodwołalne. Wiedziałam, że On jest bardzo blisko. Przez cały czas aż do ostatniej chwili była we mnie niezachwiana wiara, że może uzdrowić Roberta – mówi Jola.

W Boże Narodzenie klęczała przy łóżku męża. Trzymała go za rękę i odmawiała Koronkę do Bożego Miłosierdzia i Różaniec. Potem podziękowała mu za to, co wspólnie przeżyli.

– Dziękuję ci za twoją miłość. Za to, że poślubiłeś mnie, a ja miałam to szczęście być twoją żoną. Za wszystkie 12 lat naszego małżeństwa. Dziękuję ci za wszystkie radosne wydarzenia w naszym życiu, za czułość, troskę, za nasze dzieci, za nasze wspólne starania, aby kochać siebie i dzieci coraz pełniej. Dziękuję ci też za wszystkie trudy, które razem przetrwaliśmy, za wszystkie pokonane kryzysy. (...). Kocham cię. Nie wiem, co dalej. Ufam Bożej woli – wspomina Jola.

25 grudnia 2013 r., godz. 21.13 – kolejny SMS: „Módlcie się za nas. Być może to będzie decydująca noc. Jezu, ufam Tobie! Będę w szpitalu do 22.00, bo dłużej nie można. Dziękuję, Jola Drozd”.

– Nie pozwolono mi być przy Robercie. Umówiłam się z lekarzem dyżurnym, że gdyby zbliżał się czas jego odejścia, to proszę o telefon. Wracałam ze szpitala po 23.00 z moim bratem. Była to pierwsza chwila, kiedy nie mogłam iść o własnych siłach. Ból w sercu nie do opisania, ale jednocześnie całkowite zdanie się na Boga. Przed oczami stawały mi nasze wspólne chwile podczas niedawno prowadzonych rekolekcji, w formacji, na modlitwie. Teraz ta rzeczywistość była najbliżej mnie, jakby na wyciągnięcie ręki. Pomyślałam, że całą noc będę leżała krzyżem, ale niemoc była tak ogromna, że nawet nie umiałam się modlić. Przyłożyłam głowę do poduszki i na chwilę zasnęłam. Na chwilę, bo zaraz obudził mnie dzwonek telefonu z nieznanym numerem. „Bardzo mi przykro...” – relacjonuje kobieta.

26 grudnia 2013 r., godz. 7.19. SMS: „Kochani! Dziś w nocy – ok. 1.00 mój mąż Robert powrócił do domu Ojca. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Polecam go i nas Waszym dalszym modlitwom. Dziękuję z serca za ogromne wsparcie modlitewne. Jola Drozd, żona Roberta”.

– Najtrudniejszą rzeczą było powiedzenie naszym synom o śmierci taty. Bardzo płakali, Maciek (8 i pół roku) krzyczał, że pękło mu serce, że to jest nie do zniesienia. Szymon (10 lat) też bardzo płakał. Wiem, że Jezus wtedy płakał razem z nami – mówi Jola.

Wszystko potoczyło się szybko. Od zmywania podłogi w przedświątecznych porządkach oderwał mnie telefon Szymka 10 lat, który razem z Robertem pojechał kupić choinkę: Mamo, tato się źle poczuł. Zadzwoniłem po karetkę.

Krótko po tym zadzwonił znajomy ksiądz. Powiedział Joli o pewnej osobie z Domowego Kościoła. Ta opowiedziała, jak w nocy nie mogła spać i modliła się za rodzinę Joli i Roberta. „Około godziny 1.00 ujrzała salę szpitalną, do której zstępowały zastępy aniołów. Stanęli przy łóżku Roberta. Robert wstał. Był ubrany w białe szaty i wśród aniołów zaczął iść drogą do nieba. Szedł w wielkiej radości, jego twarz była przemieniona. Na końcu tej drogi stali Pan Jezus i Jego Matka”. Po tym widzeniu osoba ta nie mogła już dalej się modlić o uzdrowienie Roberta, bo była pewna, że to, co widziała, stało się naprawdę. To podniosło Jolę z wielkiej udręki. – Kochani! Niebo istnieje. Ja wciąż tę rzeczywistość poznaję przez wiarę, ale mój mąż Robert jest już w nią zanurzony cały. A teraz zwracam się do Ciebie, Drogi Przyjacielu, który to czytasz. Niezależnie od tego, kim jesteś. Nie koncentruj się na tym, co w życiu osiągnąłeś lub co zaprzepaściłeś. Przyjmij te słowa: Bóg ukochał Ciebie odwieczną miłością – daje świadectwo Jola.

***

Świadectwo Joli ukazało się w "Gościu Niedzielnym" w 2014 roku, trzy miesiące po śmierci Roberta. Od tamtego czasu minęły 4 lata, jednak doświadczenie Joli i jej rodziny, z którym przyszło się im zmierzyć w okresie świąt Bożego Narodzenia stało się umocnieniem dla wielu osób przeżywających różne trudności.

 

 

 Swoje dni przestałem marnować na głupoty

Do zamyślonego księdza siedzącego przy śniadaniu w szpitalnej stołówce centrum onkologii podszedł mocno wychudzony chłopak w kraciastej piżamie ze swoim skromnym posiłkiem na tacy:

- Można się do księdza dosiąść?

- Jasne - przytaknął jakby nadal nieobecny facet w koloratce.

- Ksiądz tutaj to do kogoś, czy ze sobą? - kontynuował pytania chłopak.

- Ze sobą, ale to początek drogi - odpowiedział ksiądz wciągając się w rozmowę

- Z lekarzem już wiemy, że jest, ale nie wiemy z jakiej grupy i w jakim stopniu rozwoju.

- Ksiądz się nie martwi - uśmiechnął się chłopak

- Niech ksiądz żyje najzwyczajniej normalnie jak dotąd.

- A czy teraz ja mogę ci zadać pytanie? - zwrócił się z badawczym wzrokiem ksiądz, który był pewien, że siedzący przed nim łysy młodzieniec przypominający bardziej cień człowieka o niemal trupim wyglądzie skóry musi być onkologicznym pacjentem dość długo.

Obiecuję ci, że Moje Serce rozszerzy się, aby wylać obfitość łask Swej Najświętszej Miłości na tych, którzy będą Mu oddawać tę boską cześć.

Kult Najświętszego Serca Jezusa odwołuje się do dwóch szczególnie znaczących ewangelicznych wydarzeń:

1. Gestu ukochanego ucznia Jezusa, świętego Jana, który opiera głowę na piersi Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy (por. J 13, 23);

2. Momencie, gdy żołnierz przebija włócznią bok ukrzyżowanego Jezusa (por. J 19, 34).

W pierwszym z wydarzeń widzimy pociechę, jakiej Chrystus udziela w przeddzień swej śmierci. W drugim – cierpienie wywołane grzechami ludzkości.

Te dwie relacje z Ewangelii przygotowują nas do apelu, jaki w 1675 roku Jezus skierował do św. Małgorzaty Marii Alacoque:

Oto Serce, które tak bardzo kocha ludzi. Od większości nie otrzymuję nic prócz niewdzięczności, pogardy, obrazy, świętokradztwa i obojętności. Proszę cię, aby pierwszy piątek po oktawie święta Bożego Ciała był szczególnym świętem ku czci Mojego Serca; aby w tym dniu przyjmowano Komunię Świętą i aby w pokutnym akcie czyniono Mojemu Sercu odpowiednie zadośćuczynienie za wzgardę, jakiej doznało w czasie, gdy przebywało wystawione na ołtarzach. Obiecuję ci, że Moje Serce rozszerzy się, aby wylać obfitość łask Swej Najświętszej Miłości na tych, którzy będą Mu oddawać tę boską cześć i będą czynić starania, by była ona Mu oddawana. 

W objawieniach udzielonych św. Małgorzacie Marii Alacoque Jezus pozostawił 12 obietnic Swego Najświętszego Serca. Oto one:


Oto ja, dobry i najsłodszy Jezu, upadam na kolana przed Twoim obliczem i z największą gorliwością ducha proszę Cię i błagam, abyś wszczepił w moje serce najżywsze uczucia wiary, nadziei i miłości oraz prawdziwą skruchę za moje grzechy i silną wolę poprawy. Oto z sercem przepełnionym wielkim uczuciem i z boleścią oglądam w duchu Twoje pięć ran i myślą się w nich zatapiam, pamiętając o tym, dobry Jezu, co już prorok Dawid włożył w Twoje usta: "Przebodli ręce moje i nogi, policzyli wszystkie kości moje" (Ps 22,17).

 

Za pobożne pomodlenie się tą modlitwą przed KRZYŻEM, w każdy piątek Wielkiego Postu, można uzyskać odpust zupełny. Wcześniej należy być wyspowiadanym i przyjąć Komunię św. w danym dniu.

Biblia www.biblia.info.pl

Stolica Apostolska www.vatican.va

Światowe Dni Młodzieży www.sdm.org.pl


PRASA

Tygodnik katolicki Gość Niedzielny www.gosc.pl

W Drodze www.wdrodze.pl/

Mały Gość Niedzielny www.malygosc.pl


MUZYKA

Klub Dobrej Muzyki www.kdm.pl

Ruah www.ruah.pl


DLA DZIECI

Urwisy www.urwisy.pl

Sieciaki www.sieciaki.pl


Ministranci www.ministranci.pl


 

MODLITWA O UZDROWIENIE CHORYCH


Boże, Ojcze Wielkiej Dobroci i Miłości,
wysłuchaj naszych modlitw
za wszystkich ludzi chorych z naszej ludzkiej społeczności,
wszystkich tych, którzy są w potrzebie,
wszystkich tych, którzy cierpią na duszy i na ciele,
daj im wszystkim pociechę i uzdrowienie.

Boże, pokaż swoje Miłosierdzie,
zamknij ich rany, ulecz choroby i duszy okaleczenie
daj im trwałe zdrowie i wyzwolenie,
daj ukojenie, pocieszenie i zbawienie,
Prosimy o to przez Jezusa Chrystusa, Syna Twojego,
który leczył tych, którzy uwierzyli.
Prosimy Cię przez Maryję - Matkę Jego.

O Słodki Jezu i Dobra Matko,
pocieszycielko chorych, wstawcię się za nimi.
Umocnijcie też serca ich rodzin i napełnijcie ich nadzieją,
niech nie upadają w tych ciężkich godzinach.

Panie Boże, modlimy się za wszystkich,
których dzisiaj dusza przybita jest mieczem boleści,
Z ufnością Cię Panie Boże prosimy,
bo wierzymy, że leczysz tych,
którzy w Ciebie uwierzyli. Amen.


Ty wiesz Panie, że przede wszystkim chcemy modlić się za chorych, szczególnie tych bardzo chorych. Daj Panie ulgę tym, którym zostało odebrane już prawie wszystko, nie tylko to, co najdroższe, ale również to, co najbardziej potrzebne, którzy nieraz me są w stanie wykonać bez bólu nawet jednego ruchu. Nie dopuść, aby pogrążyli się w smutku i goryczy, niech również dla nich zabłyśnie promyk nadziei i radości. Prosimy o to słowami litanii za chorych, litanii inspirowanej Twoim miłosierdziem. Twoimi czynami.                 

      Biblijna Litania Chorych

Kyrie, elejson! Chryste, elejson! Kyrie, elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.

Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.

Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Boże, który stworzyłeś człowieka na Twoje podobieństwo i nie chcesz jego śmierci, zmiłuj się nad nami.

Boże, który uczyniłeś nas swoimi synami i córkami,

Boże, który chcesz nas doprowadzić do całej pełni Twojego życia,

Panie, który sam przeszedłeś przez cała trwogę i ból konania,

Panie, który przed uzdrowieniem pytałeś o wiarę,

Panie, który uzdrawiałeś skruszonych w sercu,

Panie, który wysłuchałeś matkę kananejską prosząca Cię o uzdrowienie córki.

Panie, który przywróciłeś do zdrowia teściowa św. Piotra,

Panie, który jednym słowem uzdrowiłeś sługę setnika,

Panie, który powiedziałeś do sparaliżowanego "Wstań i chodź",

Panie, który uzdrowiłeś kobietę dwanaście lat cierpiącą na krwotok,

Panie, który od trzydziestu ośmiu lat chromemu na nowo dałeś zdolność chodzenia,

Panie, który przywracałeś wzrok niewidomym od urodzenia.

Panie, który sprawiałeś, że głusi znowu słyszeli,

Panie, który niemym usta otwierałeś,

Panie, który wyrzucałeś złe duchy, uzdrawiałeś opętanych i epileptyków,

Panie, który wskrzesiłeś młodzieńca z Nain, jedynego syna wdowy,

Panie, który zbudziłeś do życia córeczkę Jaira, przełożonego synagogi,

Panie, który płakałeś po śmierci przyjaciela Łazarza i wyprowadziłeś go z grobu,

Panie, który pytałeś o wdzięczność uzdrowionych trędowatych,

Panie, który uzdrawiałeś zarówno bogatych, jak i biednych,

Panie, który uzdrawiałeś zarówno Żydów, jak i pogan,

Panie, który uzdrawiałeś także w szabat,

Panie, którego prześladowano za Twoje uzdrowienia,

Panie, który wierzącym obiecałeś zmartwychwstanie,

Panie, który dałeś nam za wzór miłosiernego Samarytanina,

Panie, który nade wszystko pragniesz uzdrowienia naszego ducha,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam. Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas. Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

Módlmy się: Boże, Twój Syn dźwigał nasze boleści i objawił nam tajemnicę wartości cierpienia, wysłuchaj prośby za naszych chorych braci i siostry, aby pamiętali, że należą do grona tych, którym Ewangelia obiecuje pociechę i czuli się zjednoczeni z Chrystusem cierpiącym za zbawienie świata. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

 

"Słuchać bez przerywania. Mówić bez osądzania. Dawać bez oszczędzania. Modlić się bez ustanku. Odpowiadać bez kłótliwości. Dzielić się bez udawania Cieszyć się bez narzekania. Ufać bez zawahania. Przebaczać bez potępiania Obiecać bez zapominania. Kochać bez opamiętania ..."

FASCYNUJĄCE ZAPROSZENIE MSZA ŚWIĘTA KROK PO KROKU

WOJCIECH JĘDRZEJEWSKI OP

Randka z ukochanym. Jeżeli pozwolimy sobie na bezmyślność i rutynę w przeżywaniu Mszy świętej, pozbawimy samych siebie radości i fascynacji największym na tej ziemi darem kochającego Boga. Nigdy w nas nie zakwitnie zachwyt nad tym Darem, jeżeli przestaniemy pielęgnować naszą szukającą zrozumienia miłość do Eucharystii. Jak jednak możemy to uczynić? Spróbujmy poszukać drogi zbliżenia się do tej zdumiewającej Tajemnicy poprzez odwołanie się do doświadczeń z naszego życia.

W całości teks rozważań w załączonym poniżej pliku PDF

Bardzo nam przeszkadza w zrozumieniu, czym jest grzech, jedno fatalne skojarzenie: gdy pada słowo "grzech", natychmiast myślimy: "Niemoralne postępowanie". A co znaczy postępować niemoralnie? Na pytanie to najczęściej odpowiadamy: "Zrobić komuś świństwo". Jest to beznadziejny ciąg skojarzeń, z którego wynika, że grzesznik to człowiek robiący świństwa bliźnim. Dlatego nieraz ludzie reagują jak moja znajoma, która powiedziała: "Ja się w ogóle nie czuję grzeszna, co ci księża mi wmawiają". Prawda o naszej grzeszności oznacza coś nieporównywalnie głębszego i poważniejszego niż niesmaczny fenomen wrednego zachowania się wobec innych. Jedyną drogą zrozumienia czegoś z tajemnicy naszej grzeszności jest spotkanie z miłością Boga. On mnie kocha! Oddał za mnie na krzyżu swoje życie, a moje życie jest zamknięte na Jego miłość. Żyję obok Boga, mojego Ojca, obojętny na Jego słowa skierowane do mnie, ślepy na miliardy gestów Jego czułej troski. Letni przechadzam się wobec ognia odwiecznej Miłości. Odtrącam Jego rękę, która zaprasza mnie do tańca. Nie kocham Miłości, potrafię ją ignorować, nie potrzebować jej, nie zanurzyć się w jej falach. Jestem grzesznikiem! Żyję w Bożym świecie, podtrzymywany Jego pragnieniem, bym istniał, rozkwitał, ale moje serce nie bije w rytm Jego serca. Wybieram szamotaninę własnych zachcianek zamiast Jego pełną miłości wolę. I to właśnie oznacza, że jestem grzesznikiem. Potrafi mi być całkiem znośnie bez Niego, który jest moim jedynym sensem i światłem, co stanowi przerażające świadectwo mojej fatalnej kondycji grzesznika. Odkryć prawdę o grzechu mogę jedynie wtedy, gdy choć trochę przeczuję, jak ogromna jest miłość i troska wobec mnie Boga, mojego Ojca.

W całości teks rozważań w załączonym poniżej pliku PDF

"BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA SWEGO CAŁYM SWOIM SERCEM, CAŁĄ SWOJĄ DUSZĄ I CAŁYM SWOIM UMYSŁEM"

2083 Jezus streścił obowiązki człowieka względem Boga tymi słowami: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem" (Mt 22, 37; Łk 10, 27: "...całą swoją mocą"). Są one 367 bezpośrednim echem uroczystego wezwania: "Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym" (Pwt 6, 4). Bóg nas pierwszy umiłował. Miłość Jedynego Boga jest przypomniana w pierwszym z "dziesięciu słów". Przykazania wyjaśniają z kolei odpowiedź miłości, do której udzielenia wobec Boga jest powołany człowiek.

PIERWSZE PRZYKAZANIE

Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (Wj 20, 2-5) Jest... napisane: "Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz" (Mt 4,10). "Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i będziesz Mu służył" . . . . . . . . . 

W całości tekst do pobrania w formacie PDF

W serwisie między innymi ciekawe kazania ks. Pawlukiewicza

Święto Ofiarowania Pańskiego (2 lutego 2012)
Rozważa: diakon Julian Wybraniec ▼

Dzisiejsze święto Ofiarowania Pańskiego przybrało w Polsce charakter zdecydowanie maryjny. Do dziś określa się je często jako Matki Bożej Gromnicznej. Maryja jest tą, która przynosi nam Światłość-Chrystusa.

Św. Łukasz w Ewangelii mówi dziś najpierw o żydowskich obrzędach, związanych z narodzeniem chłopca. „Gdy potem upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Dziecię do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu”. O jakich dniach oczyszczenia jest tu mowa? Po urodzeniu dziecka płci męskiej jego matka była nieczysta przez czterdzieści dni. W tym okresie mogła przebywać w domu i wypełniać swoje codzienne obowiązki, nie mogła natomiast wejść do świątyni ani brać udziału w jakichkolwiek obrzędach religijnych. Po upływie czterdziestu dni miała złożyć w świątyni jagnię na ofiarę całopalną i młodego gołąbka na ofiarę za grzech. Była to dość kosztowna ofiara, dlatego prawo stanowiło, że zamiast jagnięcia mogła przynieść drugiego gołąbka. Dlatego ofiara dwóch gołąbków była nazywana ofiarą ubogich. Tak więc Maryja złożyła ofiarę jako biedna. Widzimy tutaj, że Jezus narodził się w zwyczajnej rodzinie, w domu bez wygód, gdzie każdy grosz liczono bardzo dokładnie, gdzie wiadomo o trudnościach zdobywania środków na życie, gdzie często zaglądał niedostatek. Gdy z obawą patrzymy na piętrzące się trudności materialne, powinniśmy pamiętać o tym, że Jezus także wiedział, co to znaczy trudność „wiązania końca z końcem”.

W Ewangelii pojawiają się jeszcze dwie osoby niestrudzenie czekające na Zbawiciela: Symeon i Anna.

Starzec Symeon jest prorokiem. Wypowiada słowa, w których określa Jezusa jako „Światło na oświecenie pogan”. Płonąca dziś świeca – gromnica jest symbolem Chrystusa – „Światła na oświecenie pogan”. Jest też symbolem naszej gotowości na Jego przyjęcie oraz znakiem, że nasze życie ma się spalać dla Boga.

„Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa…”. Te słowa z Pieśni Symeona od czasu przyjęcia święceń diakonatu, tak jak wszystkie osoby duchowne, wypowiadam codziennie podczas Komplety (czyli liturgicznej modlitwy na zakończenie dnia). W nocy, która zapada, rozbrzmiewa pieśń o zwycięstwie nad ciemnością. Bo człowiek, który doświadczył Zbawiciela, może odejść z tego świata w pokoju. To, co nieuchronne, może nastąpić w radości. Strach przed śmiercią, strach przed samym Bogiem, który jest przecież życiem, rozprasza się niczym mgła po wschodzie słońca. Teraz Symeon, będący u kresu swoich dni obejmuje swoimi starczymi ramionami Tego, który jest dawcą życia. Jedynie spotkanie z Jezusem może nas uleczyć od trucizny śmierci. Spotkanie z Jezusem Zbawicielem pozwala umrzeć w pokoju, a przez to również i żyć w wiecznej szczęśliwości.

Symeon mówi, że Jezus będzie powodem do powstania wielu. Dawno temu Seneka powiedział, że ludzie potrzebują ręki, która by pomogła im powstać. To ręka Jezusa podnosi ich ze starego życia i prowadzi do nowego życia, przenosi z grzechu do życia dobrego, z poniżenia do chwały.

W Ewangelii pojawia się jeszcze jedna osoba. Jest nią prorokini Anna. Św. Łukaszowi Ewangeliście wystarczyły dwa wiersze do przedstawienia pełnego szkicu tej postaci. Miała ona osiemdziesiąt cztery lata i stale przebywała w świątyni. Całe swoje życie spędziła w domu Bożym. To wskazówka dla nas. Bóg dał nam Kościół, aby był on naszym domem. Jeżeli zaniedbujemy Mszę św., adorację Chrystusa w tabernakulum, tracimy bezcenny skarb. Stajemy się duchowo bezdomni.

Anna także stale trwała w modlitwie. Publiczne nabożeństwa są wielkim skarbem, ale także osobista modlitwa jest bardzo ważna. Mimo swoich lat Anna była pogodna i niewzruszona w nadziei, ponieważ codziennie trwała w modlitewnej jedności z Bogiem.
Aby być takim jak Symeon i Anna, trzeba czekać na Boga. Na koniec więc zapytajmy samych siebie, na co czekamy. Czy rzeczywiście na Jezusa? Na to pytanie nie da się odpowiedzieć w tym rozważaniu. Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie w swoim sercu.

 

Artykuł pochodzi ze strony: http://dziennikparafialny.pl

IV niedziela zwykła, rok B (29 stycznia 2012)
Rozważa: ks. Tomasz Blicharz ▼

Opisana w Ewangelii sytuacja zachęca do wielkiej czujności. Wiele razy jest tak, że dobro nie ma okazji do działania, bo komuś bardzo zależy na tym, aby przychodzące dobro przedstawić jako coś, co może wprowadzać w życie niepokój czy zagubienie.

Musiała być wielka różnica między tym, co mówił Jezus, a tym, co mówili uczeni w Piśmie, skoro Ewangelista tak mocno wyakcentował, że nauczanie Jezusa było pełne mocy. Uczeni w Piśmie, nawet jeśli uczyli o Bogu, swoją wiedzę czerpali z tego, co wyczytali. Chrystus, będąc Bogiem, swoją wiedzę czerpał z tego, co Ojciec mu objawił.

Ewangeliczny opis uzdrowienia opętanego kolejny raz pokazuje, jak krzykliwe jest zło. Krzycząc, możemy robić wielkie wrażenie. Opętany z synagogi krzyczał, że Jezus przyszedł, aby zgubić. To demoniczny i kłamliwy obraz Boga, bo jak się później okazało, Jezus wypowiedział słowa: „Milcz i wyjdź z niego”, tym samym pokazując, że Jego przyjście oznaczało uwolnienie tego człowieka.

To jest właśnie taktyka zła, aby Boga przedstawić w złym świetle. Wielu będących wówczas w synagodze, nie widząc, co zrobi Jezus, mogło ulec pokusie przyjęcia tego, co krzyczy opętany. Mogło pomyśleć że Jezus rzeczywiście przyszedł zgubić opętanego człowieka. Cała sytuacja zachęca do wielkiej czujności. Wiele razy jest tak, że dobro nie ma okazji do działania, bo komuś bardzo zależy na tym, aby przychodzące dobro przedstawić jako coś, co może wprowadzać w życie niepokój czy zagubienie.

Rodzi się zatem pytanie, dlaczego zło jest takie głośne. Na pewno w pierwszej kolejności dlatego, że jest to jedyna szansa, aby o tym co złe ktoś usłyszał. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam jeszcze jeden podstęp zła: Krzyczącemu opętanemu chyba nie zależało jedynie na tym, aby był usłyszany. Skoro Ewangelia dzisiejsza zaczęła się od zdania o tym, że wielu ludzi zdumiewało się nauką Jezusa, opętanemu mogło chodzić o coś więcej. Krzycząc głośno, chciał zagłuszyć to, co mówi Jezus. I oto drugi powód, dla którego zło jest w świecie takie krzykliwe: komuś bardzo zależy na tym, aby zagłuszyć to, co dobre.

 

Artykuł pochodzi ze strony: http://dziennikparafialny.pl

W dniu 18 grudnia 2017 r. Ojciec Święty Franciszek podczas spotkania z kard. Angelo Amato, prefektem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, zatwierdził i upoważnił Kongregację do ogłoszenia dekretu o heroiczności cnót Sługi Bożego Stefana Wyszyńskiego [Kardynała Świętego Kościoła Rzymskiego, Arcybiskupa Metropolity Gniezna i Warszawy, Prymasa Polski; urodzonego w Zezuli 3 sierpnia 1901 i zmarłego w Warszawie 28 maja 1981 (Biskupa Lubelskiego w latach 1946-48)]. Od tej chwili Prymasowi Tysiąclecia przysługuje oficjalnie tytuł Czcigodny Sługa Boży”.

Przedłożenie dekretu Ojcu Świętemu poprzedziła analiza w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych “Positio super virtutibus”, czyli dokumentacji o heroiczności cnót Prymasa Polski, przygotowanego pod kierunkiem postulatora procesu ks. prof. Zbigniewa Sucheckiego, a przekazanego Kongregacji przez kard. Kazimierza Nycza w listopadzie 2016 roku. W dniu 26 kwietnia 2017 r. odbyło się posiedzenie Komisji Teologów – konsultorów pod kierunkiem promotora wiary, a podsumowaniem prac nad „Positio” stało się wyrażenie pozytywnej opinię o heroiczności cnót kard. Wyszyńskiego przez kardynałów i biskupów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych podczas sesji odbytej 12 grudnia 2017 r.

Diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego kard. Stefana Wyszyńskiego rozpoczął się 20 maja 1983 r., a zakończył 6 lutego 2001 r. Akta zebrane w toku procesu – w sumie 37 tomów – wraz z załącznikami (książkami, artykułami autorstwa kandydata na ołtarze) zostały przekazane do watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

 

Do beatyfikacji niezbędne jest jeszcze uznanie cudu za wstawiennictwem kard. Wyszyńskiego. W dniu 28 maja 2013 r., podczas uroczystości w bazylice św. Jana Chrzciciela w Szczecinie, zamknięto diecezjalny proces o domniemanym uzdrowieniu młodej osoby za przyczyną Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego. Obecnie trwa watykańska procedura badania domniemanego cudu. W jej ramach analizowana jest autentyczność cudu przez komisję lekarzy, a następnie kardynałów. Po uzyskaniu pozytywnej opinii komisji sprawa zostanie przedłożona Ojcu Świętemu i wyznaczona ewentualna data beatyfikacji.

Menu

Dzisiaj jest

środa,
17 kwietnia 2024

(108. dzień roku)

Święta

Środa, III Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Dzień Powszedni

Licznik

Liczba wyświetleń:
1252696

Wyszukiwanie